Helene
Uri
Wydawnictwo Pi, Warszawa 2014
tłumaczenie:
Anna Marciniakówna
projekt
okładki: Artur Gosiewski
e-book
Wiedźmy. Ich organizacyjne
stroje – czarne peleryny – były gotowe długo przedtem, zanim
kobiety dowiedziały się o swoim istnieniu. Cztery przeciętne
przedstawicielki norweskiej klasy średniej, w wieku też średnim
(tak koło czterdziestki-pięćdziesiątki) spotykają się na kursie
językowym. Nie bardzo do siebie pasują, a mimo to stworzą zgraną
drużynę, bo tak im było pisane. Połączył je wspólny cel:
zemsta na mężczyznach. Nie na tych, którzy kobiet nienawidzą,
nimi niech zajmuje się kto inny. One chcą zająć się ukaraniem
mężczyzn za postępki o mniejszej wadze, wymykające się
klasyfikacji prawnej, ale nacechowane poczuciem wyższości i pogardą
dla kobiet. Każda z nich doświadczyła tej pogardy w różnej
postaci, przeważnie lekceważącego traktowania z powodu płci,
niezależnie od umiejętności i wiedzy, ale jest wśród nich także
ofiara o wiele gorszego postępowania mężczyzny. Postanawiają dać
nauczkę swoim gnębicielom, postraszyć ośmieszyć, udowodnić, że
są dla nich przynajmniej równorzędnymi przeciwniczkami. I na
początku tak jest, ale im głębiej w powieść, tym poważniejsze i
dotkliwsze są krzywdy, które wiedźmy postanawiają pomścić.
Na stronie wydawnictwa
przeczytałam, że Helene Uri jest nie tylko jedną z najlepiej
ocenianych przez norweskich krytyków pisarką, ale także profesorem
językoznawstwa, członkinią
Norwegian Academy for
Language and Literature
oraz Norwegian Language
Council, oraz że
zasiada w jury Nordic
Council’s Literature Prize. To dlatego oczekiwałam powieści na
poziomie co najmniej literatury środka.
Okazało się jednak, że
Wiedźmy
to opowiastka dość naiwna tak pod względem fabuły, jak i stylu.
Nawet magia towarzysząca poczynaniom bohaterek jest nieco toporna i
nie ma w sobie uroku tajemniczości i klimatu charakteryzujących
norweskie powieści obyczajowe. Ot, proste i łatwe w odbiorze,
(za)mocno jednoznaczne czytadło na poprawę samopoczucia. Ale jest
pewna istotna różnica między książką Helene Uri, a powieściami
z innych krajów (w tym polskimi) z tej kategorii.
Różnica zawiera się w tematyce. Mimo, iż nie jestem specjalną
znawczynią ani też fanką powieści z kategorii określanej jako
literatura kobieca, niemniej jednak przytrafiło mi się kilka takich
przeczytać, o innych słyszeć, jeszcze inne – obejrzeć
zekranizowane. I w tych co bardziej popularnych widzę wspólny
mianownik, pewien schemat. Po rozmaitych perypetiach i zawirowaniach
losu główna bohaterka odnajduje szczęście i spełnienie w
ramionach właściwego mężczyzny.
Powieść Helene Uri jest pod tym
względem inna. Zakładam, że jest reprezentatywna dla swojego
gatunku w Skandynawii, a to oznacza, że tamtejsze czytelniczki
oczekują od literatury popularnej innego rodzaju satysfakcji, niż
my. Dowodzi, jak mocno zakorzenione jest w nich poczucie
równouprawnienia, jak silna jest samoświadomość i potrzeba
egzekwowania swoich praw, skoro nawet w prostych, służących
rozrywce powieściach finalny sukces bohaterki polega na
wywalczeniu równej mężczyźnie pozycji w społeczeństwie, a nie
na spotkaniu miłości, jak to ma miejsce u nas.
Warto sięgnąć po
Wiedźmy
Helene Uri właśnie dla porównania, jak odmiennie pokazywane są
potrzeby kobiet w literaturze kobiecej skandynawskiej i naszej.
Literaturę skandynawską mam bardzo rzadko okazję czytać i szkoda, bo ją lubię ;) na tą książkę z pewnością zacznę polować :)
OdpowiedzUsuńSkandynawowie naprawdę dobrze piszą. Zwłaszcza w literaturze społeczno-obyczajowej są świetni. Nawet w kryminałach bardzo silne są wątki społeczne. Po ten gatunek chyba sięgam najczęściej, ale nie tylko. Niedawno np. czytałam "Annę z pustkowia" i "Marsz weselny", obie krótkie, ale mają klimat. Jeśli nie czytałaś, to tę drugą można znaleźć na wolnelektury.pl i czytać online albo ściągnąć na czytnik
UsuńTytuł mnie zaintrygował, ale hasło norweska literatura "kobieca" raczej odstrasza...
OdpowiedzUsuńHmmm, chyba jednak podziękuję i w celu poznawania literatury tego kraju sięgnę raczej po Herbjørg Wassmo albo stojące od jakiegoś czasu na półce "A lasy wiecznie śpiewają". Pozdrawiam!
Tylko, że ta książka jest mocno inna, niż nasze "kobiece" powieści. Nie chcę Cię namawiać, a już na pewno nie do kupowania "Wiedźm", chociaż ja kupiłam ebooka i jakoś specjalnie nie żałuję :) Ale jeśli trafisz w bibliotece, to zaryzykuj, nic nie stracisz, a może Ci się spodoba.
UsuńCzytałam "Księgę Diny", uważam ją za obiektywnie lepszą od "Wiedźm", ale miejscami się przy niej nudziłam, a przecież ma wiele entuzjastycznych opinii.
Do "A lasy wiecznie śpiewają" przymierzam się od dawna, nawet jest w osiedlowej bibliotece i kilka razy miałam ją już w ręce, jednak w końcu decydowałam się na co innego. Ale przyjdzie kolej i na nią. Może przeczytasz wcześniej, wtedy chętnie zobaczę, co o niej sądzisz..
Miałam podobne oczekiwania i wrażenia co Ty.;( W sumie pomysł na zemstę wydał mi się dość prostacki, niezbyt sensowny jak na tak szacowne grono kobiet.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoją opinię na LC (na blogu nie znalazłam, chyba u siebie jej nie dałaś?). Cieszę się, że tak uważasz, bo już myślałam, że nie dojrzałam jakiejś głębi w tej powieści, a teraz wiem, że jeśli nawet, to przynajmniej jestem w dobrym towarzystwie :D
UsuńZastanawiałam się, skąd w Norwegii taka popularność autorki i doszłam do wniosku, że musi to być sława tego samego rodzaju, jaką cieszą się nasze pisarki "kobiece". Ma być łopatologicznie i dawać satysfakcję, jakiej w prawdziwym życiu racze się ne osiąga, a że mało prawdopodobnie, to nieistotne.
Nie, na blogu nie było tej recenzji.
UsuńMasz rację, to chyba odpowiednik naszej popularnej literatury dla pań. Na pewno bardziej ambitny w zamierzeniach, ale mimo wszystko zdumiewająco nieskomplikowany. A spodziewałam się zupełnie innego podejścia do problemu.;(
Ja także. Ale gdy wróciłam do noty wydawniczej po skończeniu książki, to myślę, że nie ma w niej przekłamań. Po prostu zobaczyłam w tej zapowiedzi to, co chciałam widzieć. "Bratnie dusze", "Nadszedł czas zemsty" - te zwroty powinny przygotować mnie i na zawartość i na styl :)
Usuń