niedziela, 2 stycznia 2011

Samsara. Na drogach, których nie ma

Tomek Michniewicz
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o. Kraków 2010
359 stron

Ocena 6/6

No po prostu REWELACJA. Nie wiem, czy jest tak dobra, czy po prostu trafiła w mój gust i zainteresowania, ale jestem nią zachwycona. Czuję się tak, jakbym jeszcze wczoraj sama była w Azji i to w doborowym towarzystwie.
Samsara. Na drogach, których nie ma to podróżniczo-przygodowa książka o wyprawie autora do Azji południowo-wschodniej: Nepal, troszkę Indii, Laos, Wietnam i Tajlandia, z krótkimi wstawkami z wcześniejszych podróży do Chin, Korei Południowej i Malezji, a nawet Etiopii (to oczywiście już nie Azja:). Zaczyna się od tego, że Michniewicz wychodzi z domu, zamyka drzwi na klucz i nie wie, dokąd go zaprowadzi los, fantazja i zamiłowanie do podróżowania. Cel wyznacza sobie już w drodze: zobaczyć coś czego nie ma, magię. Ale nie szuka jej fanatycznie, w każdej chwili można zmienić plany, skręcić w bok, nadłożyć nawet wiele dni drogi, jeśli na horyzoncie pojawia się jakiś ciekawy obiekt, jakiś nowy pomysł. Bo w jego wyprawie chodzi nie o to, aby dotrzeć do z góry wyznaczonego miejsca, ale żeby zaspokajać ciekawość świata, zobaczyć i przeżyć jak najwięcej. Jeździ w dwuosobowym zespole, najpierw z Adamem, później z Tomkiem Kaczorem, w końcu ze swoją dziewczyną Marianną. Najchętniej autostopem, ale również miejscowymi środkami transportu. Nocuje w podrzędnych hotelikach, ale również w klasztorze buddyjskim czy w wiosce ludu Akha. Jada to, co jedzą miejscowi, tylko co do wody trzyma się zasady, aby nie pić niepewnej. Pakuje się w różne sytuacje, choć potrafi wycofać się, gdy intuicja (u niego zwana Rogerem) podpowiada, że jeszcze krok i można władować się w poważne kłopoty.
Książka napisana jest świetnym, bezpretensjonalnym językiem, w bardzo pasującym mi stylu, lekko, z humorem, a miejscami z nutką kpiny, jak wtedy, gdy autor opowiada o przekraczaniu granicy między Nepalem a Indiami: 
„zostaliśmy wyłapani przez czujne służby graniczne, które natychmiast bezbłędnie odgadły, że nie jesteśmy Hindusami”1
albo gdy podczas eleganckiego obiadu w drogiej koreańskiej restauracji, składającego się z azjatyckich smakołyków (budzących często wstręt u Europejczyków), wtajemnicza gospodarzy w polskie menu: 
„Poproszony o wyjaśnienia, wytłumaczyłem, że kefir to zepsute mleko stojące kilka dni w cieple. Kapustę Koreańczycy znają i cenią, więc musiałem tylko objaśnić, że tłuczemy ją i zamykamy, by spokojnie fermentowała, a potem to nadgniłe warzywo jemy do kotletów. (...) Gdy tłumaczyłem różnicę między serwatką i maślanką burmistrz uznał, że on by chyba tego jednak nie przełknął”2
Michniewicz jest doskonałym obserwatorem tego, co się wokół niego dzieje, a ponadto potrafi cudownie opowiadać. Nie ma u niego żadnego zadęcia, żadnego wywyższania się, nie kreuje się na supermana. Daje za to do myślenia, czy Europa, stąpając tak silnie po ziemi, w pogoni za realizmem, nie utraciła czegoś bardzo ważnego – duchowości, magii. A przy tym opowieść jest wiarygodna w każdym calu, przynajmniej ja nie odczułam w niej żadnego fałszu3. Odnalazłam też atmosferę wielkich miast Azji, jaką miałam okazję poznać w czasie swoich króciutkich wycieczek, różniących się wprawdzie bardzo od wyprawy pana Tomka, bo dla mnie wygodniej i pewniej jest pojechać na wycieczkę z biurem podróży. Tym bardziej wdzięczna jestem autorowi, że dzięki jego książce mogłam zobaczyć Azję z innej strony, tej trudniejszej, prowincjonalnej, niedostępnej - nie ruszając się z miękkiego fotela. I gorąco polecam Samsarę każdemu choć odrobinę zainteresowanemu, jak wygląda świat za drzwiami jego mieszkania.
Nie mam zwyczaju czytać ponownie rzeczy już raz przeczytanych, ale tę książkę sobie kupię (miałam pożyczoną), żeby móc od czasu do czasu do niej zajrzeć i na chwilę w myślach przenieść się z zimnej i szarej Polski w egzotyczne i niedostępne zakątki Azji, do których osobiście pewnie nigdy nie dotrę.
__________
1s. 91.
2s. 136.
3 Nie ma w niej na przykład nawet śladu bzdurnych historyjek w stylu: latanie nad dżunglą w ciele białego jaguara, jak u autora, którego nazwisko litościwie pominę. Michniewicz czasami sceptycznie odnosi się nawet do tego, co zobaczył na własne oczy.

4 komentarze:

  1. Witam. Miło mi niezmiernie, że przyłączyłaś się do naszego wyzwania Reporterskim okiem. I widzę, że aktualna recenzja pasuje do wyzwania jak ulał:) Książkę mam zamiar przeczytać najszybciej, jak się da. Uprawnienia już przyznałam, do uczestników dodałam, czekam na pierwszy post:) Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poluję na nią i jeśli tylko zobaczę w księgarni- biorę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli nawet spodoba się Wam tylko w połowie tak jak mnie, to nie będziecie zawiedzione. A na stronie wydawnictwa można obejrzeć fajne zdjęcia, filmik z azjatyckich ulic i poczytać komentarze autora:
    http://www.otwarte.eu/samsara

    Mooly,
    Właśnie umieściłam pierwszego posta na blogu wyzwania i banner u siebie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...