Wydawnictwo Agora s.a. 2012
ebook
Ponoć polska literatura
reportażem stoi. Tak, w tej dziedzinie mamy świetnych autorów, ale
nie tylko w tej. Z każdą kolejną książką nabieram przekonania,
że i w kryminale jest po prostu rewelacja. Mam jednak wrażenie, że
w
porównaniu z książkami takich na przykład Skandynawów o polskich
mówi się dużo mniej, no, chyba że jest to nowa powieść
Krajewskiego, Czubaja czy Miłoszewskiego (za którymi osobiście
akurat nie przepadam).
Trzy
posty temu zachwycałam się Saszą Hady, piszącą w
uwspółcześnionym stylu angielskiej klasyki, a już trafiłam na
Piotra Głuchowskiego. Jego Umarli
tańczą
wciągnęła mnie nie mniej niż Morderstwona mokradłach,
chociaż jest w zupełnie innym stylu. Postać głównego bohatera
Umarłych...
może nasuwać pewne skojarzenia z Mikaelem Blomkvistem Stiega
Larssona. Robert Pruski jest dziennikarzem w sile wieku, naczelnym
podupadającej gazety „Głos Torunia”, nie gardzącym wdziękami
kobiet dojrzałych, stąd pojawiające się wrażenie, że już o
kimś takim czytaliśmy. Na tym jednak podobieństwa między
Millenium
a Umarłymi...
się kończą (no, może do czasu charakteryzującego się fantazją
i rozmachem finału, w którym bohater staje do walki ze Złym).
A
zaczyna się od (nie)zwykłego listu do redakcji tygodnika „Głos
Torunia”, listu będącego ostatnią szansą kobiety zafiksowanej
na odnalezienie grobu swoich rodziców. Ludzie ci trzydzieści lat
temu byli ofiarami makabrycznej zbrodni, lecz rodzinie nie oddano
ich zwłok, nie powiedziano nawet, gdzie zostali pochowani.
Redaktor Pruski początkowo lekceważy temat, dopiero próba
samobójcza autorki listu skłania go do podjęcia dziennikarskiego
śledztwa. Tropy prowadzą do seryjnego mordercy działającego w
peerelowskiej przeszłości, gdy w Polsce stacjonowały wojska
radzieckie. Od zbrodni upłynęło wprawdzie ponad ćwierć wieku,
ale zbrodniarz wciąż żyje i kontynuuje swoje „dzieło”. Jednak
rozgrywka toczyć się będzie nie tylko między nim i dziennikarzem.
Objawia się bowiem trzecia siła, ktoś, komu bardzo zależy, żeby
sprawa sprzed trzydziestu lat nie ujrzała światła dziennego.
Umarli
tańczą
to nie tylko dobra sensacja, choć i pod tym kątem warta jest
docenienia. Jednak oprócz wciągającej akcji książka oferuje
sporą dawkę ciekawych informacji i to w kilku diametralnie różnych
kategoriach. Jest o tym, ile mogło państwo polskie, gdy trop
prowadził do bramy koszar wojska radzieckiego, jest o szokujących
praktykach religijnych grupy uważającej się za żarliwych
chrześcijan, a także sporo o tym, jak dziś „robi się”
papierową gazetę. Do tego jeszcze takie plusy, jak dobrze
uchwycone, nakreślone z zachowaniem właściwych proporcji do
powieści akcji tło społeczne oraz ciekawy sposób narracji,
częściowo utrzymany w czasie teraźniejszym, co podkręcało
napięcie i kojarzyło mi się trochę z atmosferą rekonstrukcji
wydarzeń w telewizyjnych programach kryminalnych. Wrażenie zrobiły
na mnie też świetne, sugestywne, działające na wyobraźnię opisy
ucieczki przez las i ukrywania się przestępcy. Natomiast trochę
mniej przekonujące wydały mi się zmagania Pruskiego z chorobą
alkoholową, ale może rzeczywiście tak to wygląda jak autor
opisał, pewnie wie lepiej.
Po
przeczytaniu poprzedniego fragmentu komuś może wydać się, że
dużo tego wszystkiego jak na jedną powieść. Ale zapewniam, że
nie ma w niej przeładowania, nie ma poczucia, że coś jest zbędne,
wciśnięte na siłę. Wszystko zgrabnie się ze sobą zazębia i
przenika, dając efekt trzymającej w napięciu akcji osadzonej w
interesujących okolicznościach. Jak na literaturę popularną,
służącą przede wszystkim rozrywce, książka prezentuje naprawdę
wysoki poziom,
Po
kolejnym tak satysfakcjonującym podejściu do naszej ojczystej
literatury sensacyjnej postanowiłam w tym gatunku przerzucić się
zupełnie na polskich autorów. Pora teraz na książki Guzowskiej,
Wrońskiego i Nowaka, bo skoro Umarli
tańczą
była nominowana w tym roku do Nagrody Wielkiego Kalibru, ale nie
zdobyła statuetki, to jakie super muszą być te nagrodzone
kryminały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz