sobota, 19 marca 2011

Dom dzienny, dom nocny

Olga Tokarczuk
Wydawnictwo „Ruta”, Wałbrzych 1999
277 stron

Ocena 6/6

Długo podchodziłam do książek Olgi Tokarczuk jak pies do jeża. Bywają takie „dzieła”, nie tylko w literaturze, ale i w filmie, w malarstwie – im bardziej niezrozumiałe dla zwykłych ludzi, tym bardziej wychwalane przez krytyków. I wtedy nie wiem, czy to ja jestem tępa, czy inni też nie pojęli artyzmu tego bełkotu czy bohomazów, ale boją się skrytykować, bo wydało by się, że nie zrozumieli, więc na wszelki wypadek chwalą. Podejrzewałam, że twórczość Tokarczuk należy do takich przereklamowanych, więc nie czytałam. Aż do czasu, gdy kilka miesięcy temu przez przypadek wpadły mi w ręce mniej znane Ostatnie historie i miło się zdziwiłam, bo pasował mi jej sposób pisania. 
 
A teraz, gdy przeczytałam Dom dzienny, dom nocny, Olga Tokarczuk po prostu mnie oczarowała. Bo żeby stworzyć taką książkę, nie wystarczy umieć pisać, trzeba jeszcze umieć patrzeć, trzeba mieć wrażliwość widzenia niezwykłości w rzeczach zwykłych i potrafić przekazać to czytelnikowi, żeby i on tę niezwykłość poczuł. To chyba właśnie jest talent. 
 
Dom dzienny, dom nocny to mieszanka historii prostych ludzi, snów, refleksji o odczuciach i otaczających nas przedmiotach. To, co zdarza się każdemu z nas, otacza nas, co uważamy za nudne, pospolite i nijakie, autorka pokazała jako ważne, warte docenienia. 
„Z jakichś względów ludzie upodobali sobie tylko jedną część przemian. Ukochali wzrost i stawanie się, a nie kurczenie się i rozpad. Dojrzewanie zawsze było im milsze niż gnicie. podoba im się to, co coraz młodsze, coraz bardziej soczyste, świeże i niedojrzałe (...) Tylko to, co jest nowe, czego jeszcze nie było. Nowe. Nowe.”1 
Tymczasem w każdym zwykłym człowieku, zwykłym przedmiocie, zjawisku jest magia, ta książka ją odsłania. Nie tylko to, co na zewnątrz, ale i ten dom nocny, ze snów, marzeń i tęsknot, których nikomu nie pokazujemy, często nie doceniamy, ten wewnątrz nas.

Wcale nie twierdzę, że tę książkę zrozumiałam, ale zdecydowanie ją odczułam. Pewnie, że trzeba być akurat w odpowiednim nastroju, ale przecież tak jest z czytaniem każdej książki, wiele osób o tym wspomina na swoich blogach. Wszystko, nawet romans, sensację czy przygodę, czyli literaturę uważaną za łatwą, przystępną i rozrywkową, odbieramy przychylniej, gdy takiej właśnie w danej chwili potrzebujemy. 
 
A gdy jesteśmy w refleksyjnym nastroju, Dom dzienny, dom nocny doskonale wpisze się w nasze potrzeby. Bo jak mało która książka uzmysłowi, że rzeczy i sprawy na co dzień pospolite mogą być niesamowite i pasjonujące, wystarczy tylko umieć patrzeć. Nie potrzeba jechać do Paryża, Nepalu ani amazońskiej dżungli, bo 
„W podróżach zawsze w końcu natykamy się na siebie, jakby się samemu było ich celem. We własnym domu po prostu się jest, nie trzeba z niczym walczyć ani niczego zdobywać. Nie trzeba pilnować połączeń kolejowych, rozkładów jazdy, nie trzeba zachwytów i rozczarowań. Można siebie samego zawiesić na kołku, a wtedy widzi się najwięcej.”2
 

1s. 269.
2s. 46.

7 komentarzy:

  1. Niech żyje Olga! Uwaga, będzie banał, ale mam wrażenie, że jej książki mistyczno-magiczne dotykają duszy. Już. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, to nie jest żaden banał. Może miałoby to wydźwięk banału w jakiejś komercyjnej powieści. Ale dla mnie tak wyrażone uczucie zwykłej czytelniczki brzmi uczciwie i autentycznie, bo też tak czuję jej powieści.

    I wiesz co? Wpisałaś komentarz pod starym, zakopanym gdzieś w historii bloga postem akurat w chwili, gdy (po latach przerwy) czytam inną książkę Tokarczuk. Słowo.
    Czy to nie jest tez trochę magiczne? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A co czytasz? :) Ja ostatnio wpadłam a raczej przepadłam w Księgach Jakubowych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Annę In w grobowcach świata". Ale chyba zrobiłam błąd nie zaczynając od pierwowzoru, Z cyklu "Mity" czytałam "Penelopiadę" Atwood, ale wcześniej odświeżyłam sobie "Odyseję" i bardzo mi się to przydało.

      "Księgi Jakubowe" kupiłam w ebooku, bo stwierdziłam, że taką cegłę będzie się źle trzymało :) Ale jeszcze nie zaczęłam, zostawiam na spokojniejszy urlopowy czas, bo teraz okrutnie zaganiana jestem, a nie chciałabym robić przerw, jak już zacznę.

      Usuń
  4. Jestem pod wrażeniem! Ja Annę In czytałam bez przygotowania i aż tak bardzo mnie nie zachwyciła, pewnie właśnie przez ten brak podstaw. Świetne podejście!
    A Księgi...oj tak, zdecydowanie są na wolniejszy czas. Pewnie sięgnę po nie jeszcze raz...może na emeryturze;p

    OdpowiedzUsuń
  5. A ile masz już odłożonych do "na emeryturze" ? Bo ja to już tyle, że jakbym miała żyć tak długo, żeby wszystkie przeczytać, puściłabym ZUS z torbami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sporo...a jeszcze "bardziej sporo" muszę do tej emerytury czekać;p

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...