Ann Cleeves
Wydawnictwo AMBER, Warszawa 2009
295 stron
Ocena 4/6
„Czerń kruka” to powieść kryminalna na zupełnie przyzwoitym poziomie, ze zgrabnie skonstruowaną intrygą.
W sylwestrową zimną noc starego Magnusa Taita odwiedzają dwie nastolatki: Sally i Catherine. Kilka dni później, na polu obok jego domu znalezione zostają zwłoki jednej z dziewczyn, nad jej ciałem krążą kruki. Osiem lat wcześniej w tej samej wiosce niedaleko Lerwick zaginęła jedenastoletnia Catriona. Dotąd nie odnaleziono ani dziewczynki, ani jej ciała. Głównym podejrzanym był wówczas Magnus, a choć nic mu wtedy nie udowodniono, okoliczni mieszkańcy myśleli swoje. Przestrzegali przed nim dzieci, sami od niego stronili. I teraz od razu wiedzieli, kogo winić za śmierć Catherine.
Jednak dla miejscowego policjanta Pereza nie jest to takie jednoznaczne, jak i to, czy obydwa te tragiczne wydarzenia mają ze sobą związek. Jest doświadczonym detektywem i wie, że w śledztwie nie można ograniczać się tylko do jednego kierunku, choćby dlatego, żeby nie dawać obronie argumentu, że nie szukano innych podejrzanych. Perez sprawdza więc różne tropy, a wraz z nim czytelnik, który do końca książki nie jest pewien, kto jest sprawcą śmierci starszej z dziewczyn i czy tę śmierć łączy coś z zaginięciem młodszej przed ośmioma laty. Ja dałam się zwieść – pomimo, że w pewnym momencie byłam na właściwym tropie, to porzuciłam go pod wpływem kolejnych wydarzeń i informacji. A jednak to, co mnie zmyliło, dało się później sensownie wytłumaczyć i pasowało do wymyślonego przez autorkę rozwiązania.
Akcja powieści toczy się na Szetlandach, czyli w dość egzotycznej dla nas scenerii, ale równie dobrze mogłaby rozgrywać się wszędzie w jakiejś odciętej od świata małomiasteczkowej społeczności, w wyludnionej zimą miejscowości turystycznej. Nie ma tej atmosfery, specyficznego klimatu, do jakiego przyzwyczaili nas autorzy tak modnych ostatnio skandynawskich kryminałów. I po doczytaniu do końca znalazłam wyjaśnienie. W podziękowaniach na końcu książki autorka przyznaje, że „To duże ryzyko pisać książkę, której akcja rozgrywa się na Szetlandach, kiedy mieszka się w zachodnim Yorkshire”. Jak dla mnie – jest usprawiedliwiona, zwłaszcza, że w kryminałach istotniejsze są dla mnie dobrze zaszyfrowane wskazówki, mylne tropy, w miarę logiczne i prawdopodobne rozwiązanie zbrodni niż zbudowanie klimatycznego nastoju.
Mniej wyrozumiała jestem jednak, jeśli chodzi o stworzenie sylwetek niektórych bohaterów. W kilku przypadkach brakło mi konsekwencji przy budowaniu postaci, kiedy indziej znów za dużo było sztampy. Nie będę dokładniej tego wyjaśnić, bo być może za wiele bym zdradziła z fabuły, ale jeden przykład podam: samotny, rozpamiętujący swoje nieudane życie osobiste detektyw, to częsty schemat wykorzystywany w powieściach tego gatunku. Pisarze kryminałów jakby się zmówili, żeby swoich bohaterów rozwieść, a czasem nawet wpędzić w alkoholizm. Wyjątkami są tacy, którzy mają normalną rodzinę i udane życie osobiste, do takich należy np. Barnaby z „Morderstw w Midsomer”.
Jednakże, jak już napisałam wyżej, co innego jest główną wartością w powieściach kryminalnych, i w tej dziedzinie Ann Cleeves sprostała wymogom gatunku. Myślę, że ktoś, kto sięga po tego typu literaturę oczekuje po niej, podobnie jak ja, przede wszystkim określonego rodzaju rozrywki na jeden, dwa wieczory, szybko się ją czyta i równie szybko zapomina. Takie oczekiwania „Czerń kruka” z pewnością spełnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz