Bestie znikąd to utrzymana w narracji pierwszoosobowej historia dwunastolatka Agu, rozgrywająca się gdzieś, w bliżej nie sprecyzowanym regionie Afryki, Agu mając wybór między śmiercią i przyłączeniem się do antyrządowego oddziału zbrojnego wybiera to drugie. Konsekwencją takiego wyboru jest udział w okrucieństwach, jakich dopuszczają się towarzysze broni, bo odmowa równa się śmierci z ich rąk. Tylko że Agu mimo młodego wieku jest już na tyle ukształtowany moralnie, iż ma świadomość zła, w jakim uczestniczy. Wspomina wcześniejsze szczęśliwe lata, rodzinę, szkołę. Kiedyś był dobrym, posłusznym synem, lubianym kolegą, pilnym uczniem, marzył o zostaniu inżynierem albo lekarzem. Nie tak miało być, nie wybierał sobie takiego losu, ale aby przeżyć, posuwa się do czynów okrutnych. Kim więc jest dziś: bestią czy ofiarą?
*
Szacuje się, że liczba
dzieci czynnie uczestniczących w działaniach wojennych w różnych
regionach świata może sięgać nawet 300 tysięcy. Dzieci walczą
po stronach rządowych i w oddziałach rebelianckich, dobrowolnie
albo porywane i przymuszane. Tak dzieje się w Azji, Ameryce
Południowej, ale najszerzej zjawisko to występuje obecnie w Afryce
i dotyczy dzieci nawet młodszych niż dziesięcioletnie..Werbowanie,
przymusowe wcielanie dzieci do wojska i zmuszanie ich do walki
traktowane jest jak przestępstwo,skazano za nie już kilku
afrykańskich przywódców, że wymienię choćby najsłynniejszych:
Charlesa Taylora - byłego prezydenta Liberii i Thomasa Lubangę z
Demokratycznej Republiki Konga, a na przywódcę Armii Bożego Oporu
Josepha Kony'ego z Ugandy wystawiono międzynarodowy nakaz
aresztowania. Jednak schwytanie i postawienie przed sądem, a później
udowodnienie winy nie jest proste, bo – mówiąc w wielkim skrócie
– sytuacja w targanych konfliktami regionach nie sprzyja ściganiu
i sądzeniu lokalnych przywódców. Tak więc przymusowe wcielanie
dzieci do oddziałów zbrojnych to nadal zjawisko występujące
masowo, zwłaszcza w Afryce, gdzie w samej tylko Ugandzie liczbę
„małych wojowników” określa się na 25-30 tysięcy.
Źródło |
I pewnie długo jeszcze tak
będzie, bo w krajach, gdzie wojny toczone są od dawna, dzieci
stanowią znaczący odsetek społeczności i gdy brakuje dorosłych
mężczyzn, chętnie sięga się po nie dla uzupełnienia
przerzedzonych oddziałów zbrojnych. A to, co staje się ich
udziałem, mrozi krew w żyłach. Dzieci są dobrym materiałem na
żołnierzy, łatwe do przyuczenia, zindoktrynowania, zastraszenia.
Ich życie i utrzymanie jest tanie, a gdy zginą, łatwo je zastąpić
porywając następne. Nie wszystkie walczą z bronią w ręku.
Niektóre są łącznikami, zwiadowcami, tragarzami, kucharzami,
często – zwłaszcza dziewczynki – niewolnikami seksualnymi. Ale
spora część bierze jednak czynny, aktywny udział w starciach
zbrojnych, zostają sterowanymi przez dowódców oddziałów
sprawcami okrutnych zbrodni, tortur, gwałtów, dopuszczają się
czynów strasznych, wręcz bestialskich. Kim więc oni są:
zbrodniarzami czy ofiarami?
W 2009 roku wydana została
świetna książka-reportaż Nocni wędrowcy o takich
dzieciach autorstwa Wojciecha Jagielskiego. Jeśli nie czytaliście,
to gorąco polecam. A jeśli temat Was zainteresuje, to nagrodzona
wieloma prestiżowymi nagrodami debiutancka powieść amerykańskiego
pisarza nigeryjskiego pochodzenia Uzodinmy Iweali stanowić może
literacką kontynuację. W Nocnych wędrowcach problem
odpowiedzialności i winy dzieci-żołnierzy został wprawdzie dość
wyraźnie zaakcentowany, jednak w ujęciu zewnętrznym, natomiast
Iweala pokusił się o ukazanie tego dylematu od wewnątrz, od strony
chłopca, który przeszedł przez piekło bycia „małym
wojownikiem” i musi osądzić sam siebie, a to dwa zupełnie inne
punkty odniesienia. I dlatego warto sięgnąć po obie te książki.
A w necie o
dzieciach-żołnierzach można poczytać na przykład tutaj:
Przerażający temat. "Nocnych wędrowców" czytałam - szokujący reportaż. Właściwie niczego mądrego na ten temat nie jestem w stanie dodać. Chyba mnie on przerasta.
OdpowiedzUsuńWidziałaś może "Wiedźmę wojny"?
Owszem, ale dość dawno. I choć wtedy film zrobił na mnie wrażenie, to dziwnie jednak nie pozostał w pamięci. Zupełnie przeciwnie niż książka Jagielskiego, mimo że czytałam ją jeszcze dawniej.
Usuń