sobota, 28 czerwca 2014

Wichrołak

Paweł Szlachetko
MUZA S.A., Warszawa 2011
projekt okładki: Piotr Bogusławski
e-book

Wichrołak skojarzył mi się z wilkołakiem, przez podobieństwo słów, ma się rozumieć. I chociaż okazało się, że nie ma z nim nic wspólnego, to jednak pewien nadprzyrodzony element w powieści występuje.

Tytułowy Wichrołak to dziwak, samotnik, który latami mieszkał w kolibie na skraju Szremli Małych. Aż zniknął. Ale ludzie wierzą, że nadal jest gdzieś w okolicy i macza palce w samobójstwach miejscowych górali. Trzech już się powiesiło, przed śmiercią mówili, że widzieli go z daleka. Nikt głośno tego nie mówił, była w tym jakaś mroczna tajemnica, ale wszyscy wiedzieli, że nie żywego człowieka mogli zobaczyć późniejsi samobójcy. Może jednak nie sami targnęli się na życie, może ktoś im pomógł w zejściu z tego świata? Tak czy inaczej, gdy Walica przyznał się, jakoby i on widział Wichrołaka, ludzie czekali, kiedy i on zawiśnie. Nad wsią unosił się strach przed siłą nieczystą.
Równolegle do wątku ducha-zabójcy rozwija się i drugi, miłosno-obyczajowy. Też z tajemnicą, ale o ile w pierwszym wątku tajemnicę zna prawie cała wieś, ale nie czytelnik, to w drugim jest odwrotnie. Od początku wiemy to, co sołtys Józwa ukrywa przed sąsiadami. Ukochana jedynaczka Józwy, jego duma i oczko w głowie, wróciła z uniwersytetu z brzuchem, za to bez męża i bez nadziei, że ojciec dziecka się ożeni. Ciężko to Józwa przeżył, toż to hańba przed całą wsią, tym większa, że on pierwszy gospodarz i osoba urzędowa. Miłość do jedynego dziecka w nim zwyciężyła, więc córki z domu nie wyrzucił, ale nie wybaczył. Przed sąsiadami kłamał, że zięć i ojciec dziecka jest, tylko nie przyjeżdża, bo musi w mieście na rodzinę pracować. Jednak nadszedł czas, żeby wnuka ochrzcić, a jakże tak bez ojca. I wtedy jak z nieba spada mu młody człowiek, obcy we wsi. Józwa wpada więc na całkiem nienowy pomysł, żeby zapłacić chłopakowi za udawanie jego zięcia. No, ale Roman nie po to do Szremli Małych przyjechał, żeby odgrywać męża Magdy, on też ma swoją tajemnicę i to niejedną, jak się wkrótce okaże.

Interesująca, bo nietypowa jest sceneria tego kryminału, choć nie wiem, czy prawdziwa, nie orientuję się zupełnie, jak współcześnie wygląda góralska wieś. Do tego stopnia, że na początku zastanawiałam się, w jakim czasie dzieje się akcja powieści, tak bardzo nie pasowało mi to na dzisiejsze czasy. Zamknięta społeczność podhalańskiej wioski, każdy zna w niej swoje miejsce i go przestrzega. Sołtys, bogaci bacowie, dalej pomniejsi gazdowie, a na szarym końcu wioskowy głupek i pośmiewisko, niżej w tej hierarchii stoją już chyba tylko kobiety. Życie duchowe skupia się oczywiście wokół parafii i plebanii, a towarzyskie – w gospodzie. Czas jakby się tu zatrzymał, i w sferze techniki i obyczajowej. Telewizor i samochód to bardziej dowód dobrobytu, niż sprzęt codziennego użytku, a niezamężna córka z dzieckiem to wstyd i hańba. Może tak jest w rzeczywistości, a może to tylko licentia poetica.

Za to klimat na początku mnie zachwycił, wydał mi się jakby żywcem wzięty z filmów Jana Jakuba Kolskiego. Ale im dalej w las, tym większe moje rozczarowanie było. No bo jak to? Tak pięknie się zapowiadający Jańcio Wodnik z Jasminum razem wziętym stopniowo zamienia się w Ranczo. Pomysł na zbrodnię trzyma jeszcze klasę, ale reszta? Bardzo mi było żal tej zanikającej gdzieś powoli aury nieziemskości. Szkoda, że autor nie utrzymał całości w konwencji jak na początku.

Mimo to wieczór czy dwa przyjemnie można spędzić przy tej lekturze. Rozwiązanie kryminału okazuje się całkiem w porządku, powiem tylko, że zgadłam je w połowie. A że drugi wątek w telenowelę się zamienił, to cóż. W końcu telenowele też mają swoje plusy, są takie przewidywalne i zawsze dobrze się kończą, dobro zwycięża, zło zostaje ukarane. Czego chcieć więcej. Jak się człowiek na początku nie nakręci i nie nabierze za dużych oczekiwań, to nawet może być całkiem usatysfakcjonowany.

Dodam tylko, że w 2012 roku Wichrołak był nominowany do Nagrody Wielkiego Kalibru. Chyba słusznie. Ale nagrody nie zdobył. Też chyba słusznie.

http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

6 komentarzy:

  1. Hyhy, moja przyjaciółka pochodzi z gór, ma tam rodzinę jestem przekonana, sądząc po jej opowieściach, że to wszystko prawda :D
    Książkę czytałam - byłam mile zaskoczona scenerią, tematyką, nawet fabułą, jednak czegoś zabrakło, by uznać lekturę za satysfakcjonująco. Ot, przyjemne czytadło, niewiele ponadto :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sadziłam, że w dzisiejszych czasach może jeszcze gdzieś tak być. Ale jeśli im z tym dobrze, to nic mi do tego, niech sobie meblują życie tak, jak im pasuje.
    Naiwność fabuły trochę mnie raziła. Na początku uznałam, że jest zamierzona, jeszcze jak mi tym Jańciem trąciło. Ale później na punktowaniu braków logicznych zaczęłam się skupiać. Nie w wątku kryminalnym, bo tu nie mam zarzutów, ale w obyczajowym. I dlatego uważam, że nominacja do NWK uzasadniona, choćby po to, żeby oryginalny jakby nie było kryminał nagłośnić, ale wygrana byłaby już przesadą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba, jak podsumowałaś wichrołaka tymi ostatnimi 4 zdaniami :)
    Jeżeli Ci się spodobały takie wiejsko-janciowe klimaty, to spróbuj się z 'konopielką' rydlińskiego, może Ci się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś dawno mi się podobała, Dziś prawie nic z niej nie pamiętam. Ale raczej nie będę robiła powtórki. Jak raz nie zapamiętałam na zawsze, to niby dlaczego po drugim czytaniu miałabym pamiętać ją za 10 lat. Lepiej zainwestuję czas w co innego:)

      Usuń
    2. Eh, co to za podejście :p
      Ja czytam niektóre książki po sto razy, bo wszystkiego nie idzie przecież spamiętać (a poza tym nie stać mnie, by kupować nowe do oporu :)
      Ale skoro kiedyś, w pewnym czasie i pewnych okolicznościach Ci 'konopielka' się podobała, to może tym bardziej warto wrócić, by sprawdzić dlaczego tak było :)

      Usuń
    3. Może lepiej nie rozgłaszaj, że czytasz po sto razy to samo, bo pozbawisz się szansy na dostanie nowej w prezencie, na zasadzie "książkę już ma, więc kupmy mu coś innego" :)
      A tak serio, to miewam czasem ochotę na powtórzenie czegoś, ale to nie zawsze się sprawdza. Niedawno wzięłam ponownie "Króla szczurów', żeby sobie odświeżyć na otwarcie cyklu azjatyckiego Clavella, bo "Tai-Pan" od lat się na półce kurzy. W efekcie zastanawiałam się, co mi się tak kiedyś w "Królu szczurów" podobało i cyklu dalej nie czytam. Może więc nie warto wracać do przeczytanych książek, żeby nie pozbawiać się dobrych wspomnień o nich.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...