Wydawnictwo W.A.B.,
Warszawa 2012
Lubię kryminały, nie
powiem, ale wcześniej stawiałam raczej na zagraniczne. Ostatnio
jednak trafiałam na bardzo dobre polskie książki z tego gatunku,
także autorstwa pisarzy wcale nie najbardziej popularnych, jak
Krajewski na przykład. No więc idąc za ciosem wzięłam z
biblioteki Ofiarę Polikseny – debiut Marty Guzowskiej,
zdobywczyni tegorocznej Nagrody Wielkiego Kalibru. Nie ukrywam, że
nawet nominacje do tej nagrody są dla mnie zachętą, a co dopiero
pierwsze miejsce.
W dodatku zapowiadało się naprawdę ciekawie, bo
akcja rozgrywa się w środowisku archeologów, na wykopaliskach
Troi. Sceneria może nie najbardziej oryginalna z możliwych
(pojawiła się już przecież chociażby w kryminałach Agathy
Christie), ale na pewno barwna i nie pozbawiona pewnej nutki
egzotyki. Poza tym autorka ma wiedzę zarówno teoretyczną, jak i
praktyczną na temat środowiska archeologów, należy więc przyjąć,
że ukazuje to środowisko takie, jakim jest w rzeczywistości. Nie
jest to wprawdzie obraz zbyt pochlebny, za to najciekawszy element
jej powieści.
Guzowska obala mit
wielkiej przygody archeologicznej, mit zawodu, w który wpisane są
sukces i sława. To, co dla zwykłego zjadacza chleba kojarzy się z
romantyczną przygodą w egzotycznym kraju, w rzeczywistości jest
mozolnym grzebaniem się w piachu, monotonnym katalogowaniem skorup
niewiele nowego wnoszących do istniejącej już wiedzy, użeraniem
się o granty na prowadzenie prac wykopaliskowych. Sama robota
nudnawa, słabo płatna, w upale i brudzie, warunki bytowe
prowizoryczne. Za to szanse na odkrycia na miarę Schliemanna czy
Cartera są niemal żadne, a pomniejsze, choćby nawet znaczące,
mogą przynieść archeologowi sławę tylko wtedy, gdy zainteresują
się nimi media.
Taką szansą
powieściowej ekipy archeologów na zdobycie uwagi mediów staje się
odkrycie na wykopaliskach w Troi szkieletu kobiety. Istnieje pewne
prawdopodobieństwo, że szkielet należy do mitycznej Polikseny,
branki Achillesa. Ale nim archeolodzy zdołają potwierdzić lub
obalić tę tezę, wydarza się tragedia, która powoduje definitywne
przerwanie prac. Na ołtarzu sprzed tysięcy lat odnalezione zostaje
ciało dziewczyny z ekipy, z poderżniętym gardłem. Wygląda, jakby
ktoś całkiem współcześnie złożył bogom ludzką ofiarę.
Makabryczne znalezisko staje się argumentem służącym tureckim
władzom do cofnięcia pozwolenia na kontynuowanie wykopalisk.
Za to odnalezieniem
sprawcy nikt specjalnie się nie przejmuje. Policyjnego dochodzenia w
powieści nie ma prawie w ogóle, członkowie ekipy też
niespecjalnie są zainteresowani tym, co przydarzyło się ich
koleżance, skupieni na własnych problemach. Jedynie antropolog,
profesor Mario Ybl nie odpuszcza, choć początkowo wydaje się, że
z całej ekipy jest ostatnim, któremu będzie zależało, by
wyjaśnić, co zaszło naprawdę.
To on jest narratorem opowieści i
zarazem najbardziej wyrazistą postacią, choć nie mogę powiedzieć,
że niebanalną. Niezależny, nieco cyniczny, ciągle pijany, swoim
aroganckim zachowaniem zraża wszystkich wokół, jednym słowem nic
nowego dla stałych czytelników kryminałów, jeśli chodzi o
postać głównego bohatera.
Profesor Ybl nie jest
atutem książki, ale i nie jest minusem. To jednak osobnik tego
typu, że mając go na odległość, można czuć do niego sympatię
i kibicować mu. Typ faceta, który w książce i na ekranie kobietom
może się podobać, ale w prawdziwym życiu powinny unikać takich
jak ognia; romantyczny macho, stanowczy, pewny siebie, samotnik
trochę z wyboru, trochę z przeznaczenia. O jego pociągu do
alkoholu już wspomniałam wyżej. W dodatku cierpiący na nyktofobię
– paniczny lęk przed ciemnością (jedyna cecha, której
dotychczas nie spotkałam u innych powieściowych detektywów). W
sumie postać głównego bohatera jakoś tam się broni.
Natomiast prawie
wszystkie inne osoby występujące w powieści są zupełnie nieźle
skonstruowane i interesująco różnorodne. Od tych pierwszoplanowych
jak archeolożka Pola czy
kierownik wykopalisk Frank , do całkiem
drugorzędnych, jak studenci na praktykach albo miejscowi Turcy.
Na plus książki trzeba
też zaliczyć ciekawe opisy z dziedziny kryminalistyki, dotyczące
czy to procesu rozkładu, czy rekonstrukcji twarzy na bazie czaszki.
Dla kogoś, kto jeszcze tego nie wie na przykład z filmowych cykli o
zagadkach kryminalnych NY, LA albo Miami, mogą stanowić źródło
wiedzy całkiem przydatne przy oglądaniu albo czytaniu następnych
kryminałów. Przekazane zostały normalnym, zrozumiałym dla
zwykłego śmiertelnika językiem, nie tracąc przy tym waloru
informacji opartych o naukową wiedzę.
Mimo to w moim prywatnym
konkursie na kryminał roku Ofiara Polikseny nie przeszłaby
nawet eliminacji. Przede wszystkim motyw, jak wiadomo – rzecz
najważniejsza w kryminale. Cui prodest scelus, is fecit – ten
popełnił zbrodnię, komu przynosi korzyść. A w Ofierze
Polikseny motyw mnie zupełnie nie przekonał, mocno naciągany
jak dla mnie. Uzasadniłabym, ale musiałabym zdradzić istotne
informacje, co byłoby z kolei zbrodnią wobec przyszłych czytelników
książki, więc poprzestanę na stwierdzeniu, że w motyw nie
uwierzyłam.
Dialogi też niezbyt mi
się podobały. Nie wszystkie, ale miejscami były zupełnie
nienaturalne. Ludzie tak ze sobą nie rozmawiają. Głównie odnosi
się to do dialogów między Polą a Mariem, ale i w innych miejscach
trafiały się drętwiaki.
Poza tym powieść jest
przegadana. Choćby powtarzające się uwagi o tyłkach, tyłeczkach, pupach prawie wszystkich
żeńskich postaci, o zdobywaniu i
piciu piwa, a przede wszystkim ciągłe wzmianki o upale i jego skutkach. Autorka na końcu dziękuje redaktorowi
(przepraszam, nie podam nazwiska redaktora, oddałam już książkę),
który hołdował zasadzie, że czasem mniej znaczy więcej, czy coś
w tym rodzaju. Skoro tak, i skoro powycinał nadmiar, to nie chcę
myśleć, ile niepotrzebności byłoby w powieści bez jego
ingerencji. Pewnie miały tworzyć klimat, ale takie sprawy załatwia
się inaczej. Albo się umie i wtedy wystarczy kilka słów, żeby
czytelnik cały czas czuł, jakby tam był, albo się nie umie i
wtedy nie pomoże pisanie na każdej stronie o poceniu się, bo i tak
czytając pozostajemy we własnych fotelach, a lektura niepotrzebnie
się dłuży. W przypadku tej książki miałam do czynienia z drugą
sytuacją.
Narzekam na dłużyzny w książce, a mnie właśnie
kończy się druga strona i osiągnęłam poziom przegadania, który
ganię u autorki :-) Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie, że pisuję
całkowicie amatorsko i żaden redaktor nie skoryguje mi tekstu.
Jeszcze tylko ostatnia uwaga i finito.
Ofiara Polikseny
zdobyła Nagrodę Wielkiego Kalibru. Nie wiem dlaczego, jak dla mnie
to ciut ponadprzeciętny kryminał nawet jeśli brać poprawkę na
debiut. Czytałam kilka o niebo lepszych (na przykład debiutanckie
Morderstwo na mokradłach Saszy Hady).
Ale znaleźli się
tacy, którym książka pani Marty Guzowskiej podobała się
wyjątkowo, i OK. Ja do nich nie należę, możliwe, że mam
niekonwencjonalny gust. A Wy, jeśli jesteście fanami kryminałów,
najlepiej sami sprawdźcie, czy książka zasłużyła na tytuł
kryminału roku.
I już naprawdę ostatnie
zdanie: Janina Paradowska (której opinie bardzo sobie cenię,
zwłaszcza te dotyczące sfery politycznej) w tym samym konkursie
Wielkiego Kalibru indywidualną nagrodę od siebie dała PM Nowakowi za
Ani żadnej rzeczy.... To o czymś świadczy, nieprawdaż?
Należy pamiętać, że książka została nagrodzona w gronie pewnych książek, może naprawdę była najlepsza...
OdpowiedzUsuńW opinii konkursowego jury jako całości na pewno była najlepsza. I z pewnością (s)podoba się wielu czytelnikom. Ja też nie mogę powiedzieć, że w ogóle mi się nie podobała, mam po prostu trochę zastrzeżeń.
Usuń"Morderstwo na mokradłach" o którym wspomniałam w poście, bo to też debiut, nie było nominowane, ale na przykład "Umarli tańczą" znalazła się w tym gronie, a wg mnie jest dużo lepsza. Nowaka jeszcze nie czytałam, ale zastanowiło mnie, dlaczego jedna z jurorek dała jego książce nagrodę od siebie. To raczej niespotykane, więc chyba uznała książkę za co najmniej równą tej, która zwyciężyła.
PM Nowak dostał nagrodę za debiut. z tego co pamiętam, to ta nagroda zostanie chyba na stałe jedną z nagród przyznawanych na Festiwalu.
UsuńA Marta Guzowska jest wychowanką festiwalowej ekipy (brała udział w organizowanych przez nich warsztatach), co pewnie też nie jest bez znaczenia. Nie o to chodzi, że jury nagrodziło "swoją", ale jako ich wychowanka na pewno wie jak pisać, żeby się podobać.
Sama jeszcze jej książki nie czytałam, ale na pewno to zrobię. W ogóle zamierzam poznać wszystkie nominowane książki oraz te, które brały udział w konkursie w zeszłych latach.
Chcesz powiedzieć, że jak już nagrodzili Guzowską, to nie była brana pod uwagę w kategorii "debiut"? Niech i tak będzie, już nie będę się podpierała autorytetem pani Paradowskiej :)
UsuńA pomysł z nagrodą za debiut jak najbardziej słuszny.
Tez planuję przeczytać wszystkie nominowane, ale martwi mnie "Skrzydlata trumna" - czwarta z cyklu, bo Wrońskiego jeszcze nie czytałam, a nie lubię zaczynać od środka, więc z jednej robią mi się cztery.
Na szczęście "Podpalacz" jest pierwszy, a o Heinzu już i tak z nieświadomości przeczytałam "Kołysankę..." jako pierwszą..
Jak dla mnie zarys fabuły brzmi naprawdę ciekawie - życzyłabym sobie, żeby książka była tak porywająca, jak zaczęłam sobie wyobrażać... Szkoda tych niedociągnięć, wielka szkoda...
OdpowiedzUsuńMoże dla Ciebie wcale nie będą niedociągnięciami, może przywiązujesz wagę do czego innego, niż ja, więc najlepiej przekonaj sama. Tym bardziej, że - jak napisałaś - wydała Ci się porywająca.
UsuńW końcu paru znawców tematu uznało ją za najlepszy kryminał 2012 roku :)
Planuję tę książkę przeczytać głównie, dlatego że zdobyła nagrodę i jestem ciekawa jak ją odbiorę. Z recenzji, które czytałam to chyba większość osób była zadowolona, ale wypunktowane przez Ciebie minusy mogą irytować. No i ten motyw, rozumiem, że jeśli nie wierzy się w motyw, to cała historia kryminalna jakoś przestaje bawić.
OdpowiedzUsuńCelnie to podsumowałaś, bo jeśli zakończenie satysfakcjonuje, to puszcza się w niepamięć to, co wcześniej uwierało. Jednak finał w kryminałach to najistotniejszy moment, cały sens tego gatunku leży w dobrym zakończeniu, prawdopodobnym i mającym mocne uzasadnienie w całości powieści. Widocznie innym przypadło do gustu, mnie nie - ale nie potrafię wyjaśnić dokładniej, bo wszystko, co chciałabym dodać, może naprowadzać na trop :)
Usuń