czwartek, 12 grudnia 2013

Anielska pomyłka

Barbara Kowalczyk-Hoyer
Wydawnictwo Novae Res, Gdynia 2013

Pewnie nigdy nie wybrałabym tej książki, gdyby nie grudniowe kryteria AnnRK  w wyzwaniu Polacy nie gęsi II: polski autor, debiut i wątek świąteczny. Może znacie więcej książek, które spełniałyby wszystkie trzy warunki, ale ja szukałam w internecie pół niedzieli i znalazłam tylko tę. 
Po tytule i opisie spodziewałam się słodkiej, schematycznej historyjki w rodzaju tak zwanej popularnej literatury kobiecej, czegoś, co czytuję bardzo rzadko, żeby nie powiedzieć, że wcale. Nie chodzi o to, że uważam ją za gorszy gatunek niż np. kryminały, ale – w przeciwieństwie do kryminałów – po prostu nie jest w moim typie. Czego jednak nie robi się dla trzech punktów w wyzwaniu czytelniczym? Zwłaszcza, gdy książka jest dostępna w bibliotece. 

Opowieść o skutkach zapominalstwa pewnego zapracowanego anioła okazała się jednak zupełnie inną historią, niż się spodziewałam. Powiem od razu, że pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie ma w niej nic z ckliwej świątecznej atmosfery, tak często obecnej w książkach o Bożym Narodzeniu. W ogóle okres bożonarodzeniowy pojawia się raczej jako powtarzający się motyw w życiu głównej bohaterki aniżeli okoliczność mająca wprawić czytelnika w typowy świąteczny nastrój. Jeśli ktoś chce sobie poczytać o magii świąt, to nie ta bajka. Możliwe, że autorka celowo wybrała ten właśnie okres, jako umowny symbol czasu, w którym wszystko się może zdarzyć, ale wątpię – ot, parę elementów dobrze nadaje się na scenerię wydarzeń i tyle.

Główna bohaterka powieści to kobieta po czterdziestce, po traumatycznych przejściach. Dawno temu straciła w katastrofie samolotowej męża i malutką córeczkę. Dziewiętnaście lat później Maja znów jest szczęśliwą mężatką, matką udanej dwójki dzieciaków. W 2010 roku cała rodzina spędza Święta Bożego Narodzenia w niewielkim alpejskim kurorcie. W drodze na pasterkę zdarza się coś, co na nowo zakłóci z takim trudem odzyskiwany spokój po utracie pierwszej rodziny. Przed kościołem Maja w tłumie wiernych dostrzega pierwszego męża Paula, ale nie takiego, jakim był, gdy go ostatnio widziała, lecz postarzałego o kilkanaście lat. Łatwiej może przyszłoby jej uznać, że to przywidzenie, że nie do końca pogodzony ze stratą umysł płata jej okrutnego figla, gdyby nie nadzieja: jeśli Paul jakimś cudem przeżył katastrofę, to może przeżyła też Laura, jej pierwsze dziecko. Maja postanawia więc rozpocząć poszukiwania, które zaprowadzą ją do wyjaśnienia, jakiego nie przewidziałaby w najbardziej fantazyjnych przypuszczeniach.

Pomysł na wyjaśnienie tej historii autorka miała całkiem fajny, choć muszę przyznać, że nie do końca mnie zaskoczył. Poza tym sposób pisania, nieco oschły, zdystansowany do snutej opowieści, bardziej pasuje do reportażu aniżeli do historii o dramatycznej utracie pierwszej miłości życia. A choć zasadniczo wolę taki, niż romantyczny, nastawiony na wywołanie u czytelniczek uniesień serca i porywów duszy, to jednak kłócił mi się  ze snutą przez autorkę fabułą i z magicznym przesłaniem, jakie powieść niesie.

Podobał mi się natomiast wątek polskiej emigracji, i żałuję, że autorka nie rozwinęła go bardziej. Ogólnie powieść nie należy do obszernych, niewiele ponad dwieście stron w formacie trochę mniejszym od najbardziej typowego, nie zaszkodziłoby jej kilkadziesiąt stron więcej na temat autorce nieobcy, bo sama mieszka na stałe w Berlinie i, jak powiedziała w jednym z wywiadów, tworząc niektóre postacie wzorowała się na osobach, które zna.
Ale nawet z tych krótkich rozdziałów, migawek właściwie opowiadających o różnych okresach z życia Mai i jej bliskich przed wydarzeniami w Wigilię Bożego Narodzenia AD 2010, wyłania się obraz ludzi, którzy po latach spędzonych na obczyźnie nigdzie już nie są u siebie. Wyjechali z wyboru albo z konieczności, większość z nich odnalazła się na Zachodzie, odnieśli nawet sukcesy, być może większe, niż byłoby to możliwe w ojczyźnie, pozornie zadomowili się w Austrii, ale coś ciągnie ich z powrotem. Tylko, że powrotu do starego kraju już nie ma, bo kraj, z jakiego wyjechali, już nie istnieje, zmienił się, a oni nie byli cząstką tych zmian, nie byli ich świadkami, uczestnikami. Coś ich ominęło i nie da się już tego odrobić. 
Interesująco jest też spojrzeć na Polskę ich oczami, zobaczyć to, czego my, mieszkający tu na co dzień nie dostrzegamy. 

Żałuję, że Barbara Kowalczyk-Hoyer nie poszła bardziej w ten aspekt opowieści. A i styl, którym pisze, pasowałby do niego o wiele bardziej, aniżeli do historii o anielskiej pomyłce, nawet niezłej, jednak zupełnie innej gatunkowo. Przypuszczam, że wyszłaby wówczas powieść dużo bardziej konsekwentna i wartościowa, która nam, mieszkającym w ojczyźnie przez całe życie, dałaby posmak tego, co mogłoby być naszym udziałem, gdybyśmy kiedyś dawniej dokonali innych wyborów, a tym, którzy ich dokonali, możliwość porównania, czy czują to samo, co powieściowe postacie. 
Autorka wolała jednak położyć nacisk na co innego, pójść w innym kierunku, ale o tym już zamilknę, aby nie uchylić zbyt dużego rąbka tajemnicy osobom, które zechcą Anielską pomyłkę przeczytać. Bo mimo wszystko czytelnicy, a może raczej czytelniczki, które po nią sięgną nie oczekując przede wszystkim opowieści o magii świąt Bożego Narodzenia, nie powinny być lekturą zawiedzione.

http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

2 komentarze:

  1. O tej autorce jeszcze nie słyszałam i jak trafię w bibliotece na tą książkę to przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie polecam, ale faktycznie na zasadzie "jak trafisz w bibliotece", bo chociaż książka fajna, to nie z kategorii tych koniecznych do poznania :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...