poniedziałek, 28 listopada 2011

Moja indyjska trylogia

Rozkład jazdy na dworcu Wiktorii w Bombaju

Ten post poprzedza notki o trzech książkach dotyczących Indii. A żeby nie powtarzać w każdej własnych odczuć na temat kraju, nie wplatać tam dygresji na temat tego, co sama widziałam i czułam, będąc w 2010 roku w tym kraju, krótko wprawdzie, minimalnie, mikroskopijnie, ale wystarczająco, żeby zobaczyć ogrom kontrastów między pięknem zabytków i bogactwem centrów handlowych a oceanem ludzkiej nędzy i niedoli,postanowiłam opisać to na wstępie.
Tadż Mahal


Indie to kraj największych chyba kontrastów na świecie, przynajmniej żaden inny porównywalny nie przychodzi mi w tej chwili na myśl. Obraz, jaki wywozi stamtąd turysta, bo piękno zabytków, bogactwo centrów handlowych i wszechobecna nędza mieszkańców ulicy. I choć w życiu nie widziałam piękniejszej budowli niż Tadż Mahal, to jednak gdy myślę o Indiach, w pierwszej kolejności pamięć podsuwa mi dwa zupełnie inne, symboliczne wręcz obrazy. Jeden to sklecone z dykty i blachy falistej baraki oparte o siatkę ogradzającą pole golfowe. Drugi to droga z hotelu do domu towarowego prowadząca obok uliczki, na której wysokimi na metr „ścianami” ze szmat wygrodzone były „mieszkania” bez dachów - skrawki chodnika zajęte przez rodziny najuboższych mieszkańców Bombaju. To nie wyjątek, ale norma. 

 Wszyscy słyszeli o slumsach, są w każdym chyba indyjskim mieście, a w Bombaju największe, nie tylko w Indiach, lecz w całej Azji i jedne z trzech największych na świecie (obok brazylijskiego Rio de Janeiro i przedmieść Johannesburga w RPA). Nie wiem, jak Wam, ale mnie wcześniej wydawało się, że za mieszkanie w tych budach nie trzeba płacić, że mieszkańcy sami je sobie sklecili z materiałów, które gdzieś znaleźli. Jednak to było kolejne błędne wyobrażenie mieszkanki bogatej Europy. Nasza przewodniczka po Bombaju zabrała nas do slumsów. Nie do któregoś z tych wielkich „kompleksów” baraków, bo tam turystów się nie prowadzi. Zresztą nie prowadzi się do żadnych, ci lepiej sytuowani Indusi wstydzą się i nie chcą obnosić się z nędzą swoich rodaków. Rama zrobiła jednak wyjątek i poszliśmy na uliczkę, na której w rzędzie przycupnęło kilkanaście piętrowych baraków, dość przyzwoitych, jak na tamtejsze warunki, bo jest prąd, na końcu uliczki stoi budynek sanitarny z bieżącą wodą. Nasza wizyta była pewnie taką samą atrakcją dla nas, jak dla mieszkańców. Otoczyły nas dzieciaki, ale i dorośli, otwarci, chętni do rozmowy. Opowiadali o tym, jak żyją, wpuszczali do środka. Czynsz za taki barak to 2 tysiące rupii, dla porównania jeden z lokatorów mówił, że jako kelner zarabia 5 tysięcy (coś około 300 złotych). A gdzie mieszkają ci, których na czynsz nie stać? 
 
Tak mieszkają ludzie, których nie stać na lokum w barakach
Myślałam, że nie ma nic gorszego od mieszkania w slumsach. Do czasu, aż na własne oczy zobaczyłam, w jakich warunkach żyją ci, których nie stać na czynsz za barak w slumsach. Dopóki nie zobaczyłam ludzi mieszkających na gołej ziemi, wszędzie, gdzie się da, na rondzie, na pasie dzielącym dwa przeciwne pasma jezdni. Gdy nad ranem wyjeżdżaliśmy na lotnisko, autokar dosłownie o kilkanaście centymetrów mijał śpiących ludzi. Wyjeżdżałam nie rozumiejąc, jak można tolerować taką nędzę w kraju, który jest największą demokracją na świecie, jednym z azjatyckich tygrysów, który ma więcej multimilionerów niż Francja i Wlk Brytania razem wzięte. Czy oni nie mają wyobraźni? Ileż to ludowych rewolucji miało swoją pożywkę na podłych warunkach życia mas. Na razie ubodzy akceptują swój los. Może to kwestia religii, może powszechnego, choć zabronionego prawnie systemu kastowego. Mieszkańcy slumsów z namiętnością oglądają bollywoodzkie produkcje i żyją marzeniami, że ich życie zmieni się jak w filmie. Ale czym żyją ci z ulicy? Nie mają telewizorów, więc skąd mieliby czerpać natchnienie do marzeń. Dlaczego oni się nie buntują? Dziś już częściowo znam odpowiedź.

 *

W Podróżach z Herodotem Kapuściński opisał, jak po powrocie z Indii wiele czytał na temat tego kraju, chcąc zrozumieć i poznać to, czego nie rozumiał i nie zauważył będąc tam. Cytowałam już ten fragment, więc nie będę się powtarzać, może tylko to, że z każdym przeczytanym tytułem odbywał jak gdyby nową podróż, przypominając sobie miejsca, w których był i odkrywając nowy sens w tym, co wydawało mu się już znane. Może się to odnosić do każdej podróży, zbieżność, że są to Indie, jest całkiem przypadkowa. Choć może nie do końca. W Indiach jest coś magicznego. Wiele razy spotkałam się z opinią ludzi, którzy stamtąd wrócili, że nigdy więcej Indii, a po jakimś czasie zaczyna ich znów tam ciągnąć. Też tak czuję, wyjeżdżałam z ulgą, pragnąc uciec od wszechobecnych tłumów, brudu, upału, a teraz, po prawie dwóch latach mam wielki niedosyt i chciałabym znów tam pojechać. Ale na razie to niemożliwe, została mi więc tylko podróż po kartach książek. Upatrzyłam sobie więc kilka tytułów i zaczęłam polowanie. Przypadek zrządził, że trafiłam aż trzy pod rząd.
Na indyjskim weselu

I tak się akurat złożyło, że wszystkie trzy układają się w pewien cykl. Łączący je motyw, to konieczność poprawy losu milionów Indusów, żyjących w nędzy i upodleniu, ukazany jednak w każdej książce inaczej, przez pryzmat wiedzy i doświadczeń autorów, ludzi różniących się od siebie zupełnie, ale mających cechę wspólną – wrażliwych na niesprawiedliwość i nie godzących się na nią. Pierwsza książka autorstwa Pawła Skawińskiego, jest jego debiutem. Skawiński kilka miesięcy był w Indiach na stażu, jeździł też po kraju, był w Nepalu i w Kaszmirze, nawiązał różne znajomości i napisał zbiór reportaży wydany pod wspólnym tytułem jednego z nich – Gdy nie nadejdzie jutro. Druga, to Uśmiechy Bombaju Jaumiego Sanllorente, młodego Hiszpana, który podczas wakacji w Indiach tak przejął się losem sierot, że przeniósł się tam na stałe i od kilku lat prowadzi fundację zajmującą się sierocińcem i edukacją dzieci ze slumsów. Trzecia, to Ja, Phoolan Devi, królowa bandytów. Jest to nietypowa autobiografia Induski pochodzącej z najniższej kasty, która w buncie przeciw nieustannie dotykającej ja niesprawiedliwości przystała do bandytów. Po odbyciu kary dwukrotnie została wybrana do parlamentu indyjskiego. Autorka jest analfabetką, a książka powstała w ten sposób, że dwoje pisarzy spisało jej opowieść, a ona wysłuchawszy zapisu i naniósłszy poprawki na każdej stronie złożyła podpis – jedyne, co umiała napisać. Autobiografia została napisana w latach 1994-95, po jej wyjściu z wiezienia. W 2001 roku Phoolan Devi została zamordowana. 
Dwie pierwsze książki już przeczytałam, okazały się idealnie trafioną lekturą, przyniosły częściowo przynajmniej odpowiedź, na pytanie, dlaczego nikt w Indiach nic nie robi z powszechną nędzą większości obywateli. Owszem - robi, tylko, że to wciąż kropla w morzu potrzeb. Owszem – ludzie się buntują, tylko że te bunty ukrywa się nawet przed własną opinią publiczną, a co dopiero mówić o światowej. Można się jednak o tym dowiedzieć z książek takich, jak te dwie wyżej wymienione. Ale o tym w następnym poście.

3 komentarze:

  1. Indie to moje podróżnicze marzenie, dlatego z wypiekami na twarzy przeczytałam Twoją notatkę! Dwa razy! Zazdroszczę tego, co miałaś okazję widzieć, mimo że nie zawsze to były widoki przyjemne.
    Reportaże Skawińskiego miałam okazję już czytać, "Uśmiechy Bombaju" mam na półce i chyba już dziś po nie sięgnę, takiej mi ochoty narobiłaś. Zaciekawiła mnie bardzo ostatnia pozycja, za którą na pewno się rozejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Isabelle
    Uśmiechy Bombaju bardzo polecam. Przywraca wiarę w ludzka bezinteresowność, miejscami wzrusza, miejscami wstrząsa. Warto przeczytać i namawiać do czytania innych. To nie tylko moje zdanie, zobacz opinie, jakie wydrukowano na końcu.
    Życzę Ci bardzo, żeby marzenie o podróży do Indii spełniło się jak najszybciej, ale życzę też, żeby Indie zachwyciły Cię od razu. Warto tam jechać, bo ten kraj nie da się chyba porównać z żadnym innym. Pewnie, że nędza najbardziej rzuca się w oczy. Ale poza tym nie da się wprost opowiedzieć, co jeszcze można zobaczyć: po pięć osób jadących na motorynce, kozy ubrane w swetry, krowy chodzące po centrum miasta i to wszystko jest tam normalne. A to jedzenie! Jestem mięsożerna i dopiero tam uwierzyłam, że można być wegetarianką, a mimo to jadać bardzo smacznie.
    Zrób, co możesz, żeby tam pojechać. Serdecznie Ci tego życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam "Uśmiechy Bombaju" dziś popołudniu... a w zasadzie połknęłam pełna zachwytu nad wielkim sercem autora! Jestem zachwycona.
    Co do podróży, dziękuję Ci za dobre słowo, mam nadzieję, że moje marzenie się spełni i zachwycę się Indiami :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...