niedziela, 20 listopada 2011

Między frontami

Evelio Rosero
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010
174 strony

Ocena 3,5/6

Są takie książki, które obiektywnie uważam za naprawdę dobre. I wcale nie dlatego, że innym się podobały, ale sama też tak o nich myślę. A jednak coś mi w nich nie leży, może nie ten czas w życiu, żebym doceniła przesłanie autora, a może jego sposób myślenia i pisania mi nie pasuje, nie trafia do mnie. Między frontami zaliczam do tej właśnie kategorii. 

Sięgnęłam po nią zachęcona recenzjami i opisem na okładce, obiecującym interesujący mnie temat:
„W Kolumbii już od kilkudziesięciu lat trwa wojna partyzancka prowadzona przez oddziały lewicowe, prawicowe bojówki paramilitarne i żołnierzy gangów narkotykowych.
W San José życie toczy się spokojnym rytmem. Słychać śmiech papug i bawiące się dzieci. Ismael, emerytowany nauczyciel, zbiera pomarańcze i podgląda nagą sąsiadkę. Żona robi mu wyrzuty. Ale to nie osłabia łączących ich więzi. Są ze sobą już od czterdziestu lat.
Któregoś dnia w mieście pojawiają się żołnierze. Z oddali słychać huk wystrzałów. O poranku Ismael idzie na spacer. Żona wychodzi go szukać. Nie wraca. Znikają też sąsiedzi Ismaela. Ludzi ogarnia panika. Ci, którzy przetrwali, uciekają zanim będzie za późno. Ismael postanawia zostać w opuszczonym mieście...”1
„Alegoria życia w czasie wojny” - to określenie The Timesa bardzo trafnie oddaje zawartość książki.

Teoretycznie powieść jest naprawdę dobra. I uniwersalna, bo mimo, że rzecz dzieje się w Kolumbii, to przecież losy cywilnej ludności na terenach objętych wojną są wszędzie podobne. A Rosero pisze o nich w zupełnie inny sposób, niż dotychczas spotykałam. O zdarzeniach nagłych, tragicznych nie opowiada wprost, ale tak jakby obok, naokoło. Akcja toczy się powoli, jest poniekąd zaprzeczeniem gwałtowności wojny. Ale kontrast podkreśla jeszcze dramaturgię całej sytuacji. Między frontami na każdym czytelniku powinno zrobić piorunujące wrażenie.

A jednak do mnie powieść zupełnie nie trafiła. Wynudziłam się setnie i to już od pierwszych stron aż do samego końca. Tydzień ją czytałam. I pomimo uczucia, że mam do czynienia z nietuzinkową literaturą, co trochę sprawdzałam, ile jeszcze zostało do końca. 
 
A gdy już przeczytałam, zaczęła się nowa męka z napisaniem tej notki. No bo jak tu wiarygodnie wyjaśnić ludziom, że można uważać książkę za dobrą i nudną jednocześnie. Pozornie jedno przeczy drugiemu. Ale naprawdę tak mam z niektórymi książkami. Może jednak innym też się to zdarza i ci będą wiedzieli, że to możliwe.

1Z okładki

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...