czwartek, 21 października 2010

Ukradziony sen

Aleksandra Marinina
W.A.B., Warszawa 2004
384 strony

Ocena 2,5/6

Uff, nareszcie przeczytałam. Czy naprawdę tak trudno napisać dobry kryminał, wciągający, trzymający w napięciu, a jednocześnie rzetelny i mocno osadzony w realiach ? Ostatnio mnożą się opowieści prawdopodobne jak lądowanie UFO przed Pałacem Kultury. Ukradziony sen też do takich zaliczam. To oczywiście tylko moja opinia, bo książka ma całkiem dobre oceny na Biblionetce i nie tylko. Zaufałam im zamiast np. autorowi bloga Moje lektury, no to mam za swoje.
Zapowiadało się nieźle, nawet bardzo dobrze. Sympatyczna, bezpretensjonalna major Kamieńska z moskiewskiej milicji dostaje sprawę zabójstwa młodej sekretarki z firmy prowadzącej interesy z kontrahentami z Zachodu.Dziewczyna zaginęła a następnie została zamordowana krótko po tym, jak w radiu usłyszała, że ktoś opowiada jej sen. Śledztwo ślimaczyło się już od kilku tygodni, więc szef Kamieńskiej zaczął podejrzewać, że ma w wydziale „kreta”, dlatego zmienił oficera prowadzącego dochodzenie, na Kamieńską właśnie, bo była poza wszelkimi podejrzeniami. Wtedy też na horyzoncie pojawiają się: mafia, były pracownik KGB i zdemoralizowany polityk. Przestępstwa zaczynają mnożyć się na potęgę – kolejne zabójstwa, włamania, groźby i inne – o wiele za dużo. Dzielna milicjantka też trafia na celownik przestępców, a wraz z nią jej ukochany przy okazji. Pewnie ma to przyspieszyć akcję, wzmóc emocje, ale u mnie wywołało reakcję przeciwną – przesyt i niedowierzanie.
Intryga wydała mi się mało prawdopodobna, za często w kluczowych momentach pojawiał się przypadek zamiast solidnego logicznego wytłumaczenia. W dodatku książka jest przegadana, sylwetki głównych bohaterów trącą fałszem, a część dialogów – drewnem. Kilka obrazków z Moskwy tuż po pieriestrojce, to za mało, żeby poczuć nastroje w Rosji z okresu przemian. A właśnie dobrze uchwycony klimat otoczenia, w którym toczy się akcja, jest przecież wielkim atutem większości popularnych ostatnio kryminałów, weźmy na przykład skandynawskie albo, daleko nie szukając, cykl Krajewskiego o Breslau. Marinina miała tu szerokie pole do popisu, ale tego nie wykorzystała, ograniczając się do sztampowego pokazania biednych uczciwych milicjantów, ich przekupnych kolegów i wszechmocnej mafii. I choć słusznie zapewne w swojej książce skrytykowała to, jak niewiarygodnie przedstawiają Rosję zagraniczni autorzy, tacy jak Martin Cruise Smith w znanym i u nas Parku Gorkiego, to jej samej, rodowitej Rosjance, wyszło niewiele lepiej.

1 komentarz:

  1. Quaffery ma świetny gust do książek, wiem bo czytam go z uznaniem :) A co do książek, warto w ich doborze kierować się intuicją. Jeśli coś ci mówi aby nie przeczytać, mimo że wszyscy pieją z zachwytu: nie tykaj! :) Mnie ostatnio skuszona na napisanie notki o książce, która po przeczytaniu okazała się paszkwilem. Miałam jednak dylemę. Wiedząc, że to badziewie napisałam ugodową, delikatną notkę i szybko pożałowałam. Napisałam więc ją jeszcze raz, tym razem bez maskowania prawdziwych o niej odczuć. I posypały się gromy. Dzięki temu wiem, że dobrze zrobiłam... Zawsze trzeba być ze sobą szczerym. Nie opłaca się dogadzać innym, tylko swojemu gustowi. Tak przynajmniej sądzę :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...