niedziela, 26 kwietnia 2015

Teraz albo nigdy, czyli wycieczki literackie – reaktywacja


Zapuściłam tego bloga zupełnie, tak źle jeszcze dotąd nie było. Najpierw post raz na tydzień, później na miesiąc, a w końcu półroczna przerwa. Czasami nachodziło mnie, żeby znów coś napisać, ale jak się zabierałam do posta, to chęć mijała. Aż wreszcie pomyślałam: teraz albo nigdy, wznowię wpisy albo rzucam to zupełnie. I postanowiłam reaktywować wycieczki, bo szkoda mi się zrobiło tych czterech lat, ile ciągnęłam bloga. Ciągnęłam, bo inaczej tego nie można określić. Podziwiam tych, którzy codziennie robią notkę, ja na pewno tak nie dam rady, ale może przynajmniej uda mi się pisać przynajmniej jedną tygodniowo. W sumie to mam o czym, bo przez ten okres, gdy na blogu ziało pustką, czytałam prawie nie mniej, niż poprzednio.

Jest jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spokoju i nie pozwala porzucić bloga. To niezrealizowana obietnica. Wprawdzie zobowiązań wobec wydawnictw nie mam, bo szczęśliwie nigdy z nimi nie nawiązywałam współpracy, ale mam zupełnie inne zobowiązanie. Otóż obiecałam AnnRK, że fotki z urlopów zamieszczę. Z takich, o których wcześniej nie wspominałam. Do tej pory, jeśli już, to wrzucałam zdjęcia pasujące do opisywanych książek, ale na razie jakoś żadna się z niektórymi krajami nie łączyła. A więc nie zdziwcie się, gdy w najbliższym czasie pojawią się tu ni z tego, ni z owego, bez literackiego pretekstu i w dodatku trochę stare, bo sprzed lat, amatorskie zdjęcia z pewnych dość dla nas egzotycznych azjatyckich krajów.
Zdjęcia będą stare, bo w przeciwieństwie do literackich, tych realnych wycieczek nie udało się reaktywować i długo jeszcze się nie uda, chociaż bardzo mi ich brakuje. Od dwóch lat nie wyjeżdżałam poza Polskę, bo najpierw trochę chorowałam, a jak już doszłam do siebie, to zaczęliśmy inwestować kasę w mieszkanie. Kupiliśmy większe i urządzamy. Nie to, żebyśmy mieli za małe dla siebie, ale książkom ciasno. Czytnik nie do końca rozwiązał problem.

I na koniec coś jeszcze. Na Nowy Rok postanowiłam, że notki muszą być krótsze (bo mimo, że nie nie pisałam na blogu, to myślałam o nim ciągle). Przez trzy miesiące się udało, notki miały 0 (słownie: zero) słów. W kwietniu pierwsza jest trochę dłuższa, a dalej – się zobaczy. Wiadomo, nie wszystkich noworocznych postanowień udaje się dotrzymać. Gdzieś widziałam hasło, że mniej postanowień, to mniej rozczarowań.

A jeszcze w tym tygodniu wycieczki literackie nadadzą fotorelację sprzed lat (może z Tajlandii, a może z Izraela, jeśli wysilę się na tekst o książce Smoleńskiego).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...