środa, 15 października 2014

Gniew


Zygmunt Miłoszewski

Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014

projekt okładki: Jerzy Skakun

e-book



Bezkompromisowy stróż sprawiedliwości, sarkastyczny cynik i król sztywniaków w jednym, czyli prokurator Teodor Szacki wraca w trzeciej odsłonie walki z patologią. W Uwikłaniu zmagał się z wszechwładzą byłych esbeków, w Ziarnie prawdy tropił antysemitów, a w Gniewie przyszło mu zmierzyć się ze zjawiskiem przemocy wobec kobiet, tej domowej w szczególności.


Po perypetiach w Warszawie i Sandomierzu nie tyle los, co wybór własny rzuca Szackiego do Olsztyna, miasta pełnego jezior i lokalnych patriotów o dracznych nazwiskach, miasta mgły, czerwonych świateł i ulicznych korków. Wreszcie miasta, w którym peerelowskie oraz bardziej już współczesne architektoniczne koszmarki sąsiadują z solidnymi poniemieckimi budynkami (kolejne miasto, które nie pokocha Miłoszewskiego). Początkowy entuzjazm Szackiego, że zamieszka na pięknej Warmii, po dwóch latach mocno wystygł. Zachwyt urodą warmińskiej ziemi zastąpiła irytacja indolencją lokalnej władzy, nowa partnerka zaczyna już trochę powszednieć, a początkowa radość z przyjazdu ukochanej córki zamienia się w ciągły lęk przed kolejną utarczką tych dwóch kobiet jego życia o czas i uwagę, jakie poświęca każdej z nich. Zawodowo też nie jest lepiej. Łapanie drobnych złodziejaszków, gwałcicieli czy nawet zabójców, co zadźgali nożem kompana od flaszki, nie zaspokaja ambicji naszego szeryfa. Szackiemu marzy się jakieś spektakularne postępowanie, skomplikowana zbrodnia i solidna łamigłówka jak w Warszawie albo Sandomierzu. Wkrótce już te marzenia mają się spełnić, ale jakże przewrotnie. 
 

Zaczyna się od „odfajkowywania Niemca”, czyli znalezienia starego szkieletu w poniemieckim bunkrze. Wojenna przeszłość warmińskiej metropolii sprawia, że takie znaleziska nikogo nie dziwią i nie budzą czujności. Jedynie dawne warszawskie przyzwyczajenia Szackiego powodują, że zamiast odesłać nieboszczyka opiece społecznej, aby urządziła pochówek na koszt podatnika, przekazuje go Uniwersytetowi Medycznemu na cele dydaktyczne. A tam demoniczny profesor Frankenstein dokonuje szokującego odkrycia, że właściciel starego szkieletu zmarł nie dawniej niż przed tygodniem. Szacki ma więc wreszcie swoją wymarzoną trudną sprawę. Nie przypuszcza jednak, że to i kilka innych przypadkowych i z pozoru nieistotnych wydarzeń zapoczątkują lawinę, która wywróci do góry nogami jego spokojne życie, a on pozna, czym jest prawdziwy strach.



Miłoszewski w kolejnych częściach trylogii o białowłosym prokuratorze bierze na warsztat zło, jakie istnieje obok nas, zło, z którym obcujemy na co dzień. Zło bezkarne, bo zwykli ludzie i instytucje wolą udawać, że go nie widzą, niż coś zrobić. Czy nasze społeczeństwo naprawdę jest takie, jak je portretuje Miłoszewski? Pokazane w Uwikłaniu społeczne tolerowanie esbeckich układów i wpływów byłych uboli na władze różnego szczebla nie może się podobać, ale też rodzi pytanie o skalę zjawiska i o to, ile w tym prawdy, a ile literackiej fikcji i teorii spiskowych. Akceptacja czy nawet tylko obojętność wobec antysemickich zachowań (Ziarno prawdy) oburza i skłania do refleksji, tu już nie ma miejsca na wątpliwości, czy tak jest naprawdę, bo wystarczy spojrzeć na napisy na murach, ale można jeszcze mieć nadzieję, że więcej w tym antysemityzmie pozerstwa niż spersonalizowanej nienawiści. Ale przemoc domowa (i nie tylko domowa) wobec kobiet i dzieci, generalnie wobec słabszych, to nie fikcja. To zjawisko na pewno istniejące i nie dające się wykorzenić nawet w krajach najbardziej zaawansowanych w poszanowaniu praw człowieka. Jakie jest jej podłoże, jakie uwarunkowania: nabyte czy genetyczne? Autor stawia w Gniewie to pytanie, ale odpowiedzi na razie nie ma ani on, ani żadna z nauk społecznych czy biologicznych. 
 

Przemoc w rodzinie to jedna z gorszych patologii, jakie mogą dotknąć społeczeństwo i jednostkę, a zatem nigdy dość o niej mówić, aby uzmysławiać ludziom, jakie to zło i że nie można pozostawać wobec niego obojętnym. Chwała więc Miłoszewskiemu, iż postanowił przypomnieć czytelnikom, że i część polskich, w statystycznej większości katolickich rodzin nie jest wolna od tej ohydy. Pokazał mechanizmy charakterystyczne dla tego zjawiska, wytknął sąsiedzką obojętność i bezwład instytucji powołanych do pomocy ofiarom. I jeśli choć w jednym przypadku ktoś uwrażliwiony jego powieścią przyjdzie z pomocą ofierze domowego kata, to będzie znaczyło, że było warto powieść tę popełnić. Nawet jeśli nie dorównuje oryginalnością swoim poprzedniczkom. A nie dorównuje.


O ile w dwóch pierwszych powieściach autor zajmował się zjawiskami nieprzegadanymi jeszcze w literaturze kryminalnej, w dodatku ich specyficzną polską odmianą, o tyle w trzeciej zabrał się za ulubiony i sztandarowy temat Szwedów, Norwegów czy Duńczyków, przepracowany przez nich na wszystkie strony. Temat w każdym wariancie znany polskiemu czytelnikowi, który – jak wiadomo – niczego nie ceni tak, jak skandynawskie kryminały. Na szczęście nie uraczył nas skandynawską kalką. Co najwyżej zgrabnym (bardzo zgrabnym) patchworkiem uszytym z podrasowanych do polskiej rzeczywistości kawałków. Ze ściegiem tak misternym, że prawie nie widać szwów. Inaczej mówiąc, niby wszystko już skądś znamy, ale całość to nówka. 
 

Znamy też, ale z zafascynowaniem czytamy, że gdy prawo nie równa się sprawiedliwość, znajdują się ludzie gotowi to prawo złamać. Czasem przez zaniechanie, jak we wcześniejszych częściach trylogii o Szackim, a czasem przez działanie. I tu kolejny moralny problem, jaki Gniew każe czytelnikowi rozstrzygnąć we własnym sumieniu. Czy zwykły człowiek władny jest zastąpić struktury państwowe? Czy sprawiedliwość wymierzana wbrew zasadom prawa zawsze jest sprawiedliwością? A co, jeśli jest tylko odwetem, który pociąga za sobą krzywdę niewinnych? Ten aspekt powieści Miłoszewskiego zmusza do zastanowienia, że system państwowy nie jest doskonały, ale czy jest coś lepszego i czy samodzielne wymierzenie kary rzeczywiście będzie sprawiedliwsze.



Gniew to powieść świetnie napisana oraz,  jak to u Miłoszewskiego, nie pozwalająca się oderwać i wywołująca wkurzenie, gdy organizm domaga się swoich praw z powodu pustego żołądka albo pełnego pęcherza. Nie bacząc jednak na przeszkody, jakie stwarza otoczenie i własny organizm, docieramy do finału. I tu zaskoczenie, rozczarowanie, żal? 
Nie wierzyłam, gdy Miłoszewski zapowiadał, że kończy cykl o Teodorze Szackim, którego zna cała Polska, i ta z powieściowych kart i ta rzeczywista. W końcu to na nim wypłynął na jedno z czołowych, jeśli nie na pierwsze miejsce polskich „kryminalistów”. Nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja, a ten cykl to złota kura właśnie. Sprzedaje się, ekranizuje, idzie zagranicą. Teraz jednak, gdy jestem po lekturze Gniewu, nie bardzo widzę, jak mógłby go kontynuować i nie chodzi bynajmniej o to, że przyjęliśmy, iż ten cykl to trylogia.

Szkoda, i to wielka. Powieści kryminalne Miłoszewskiego są bardzo dobre. Dwie pierwsze dostały Nagrodę Wielkiego Kalibru, trzeciej wróżę co najmniej nominację do najbliższej edycji konkursu, a i zwycięstwo by mnie nie zdziwiło (ani nie rozczarowało). 
 

A może na skutek usilnych próśb czytelników Szacki wróci? Historia literatury kryminalnej zna nie takie cuda i może doczekamy się w tym aspekcie naszego polskiego Arthura Conan Doyle'a, Ale po zakończeniu Gniewu mam wrażenie, że Miłoszewski ma raczej ambicję zaistnienia jako autor literatury z półki o wiele wyższej niż kryminały. Wyższej nawet, niż klasyka tego gatunku.

9 komentarzy:

  1. Moim zdaniem Miłoszewski zostawił sobie furteczkę na wypadek, gdyby jednak Szacki miał powrócić... Jeśli rzeczywiście podjąłby się napisania kolejnego tomu, to nie zostawił sobie jednak łatwego zadania. Ale nie takie cuda się zdarzają, zwłaszcza w fikcji literackiej.
    Tak czy siak, "Gniew" jest znakomity.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie wiele będzie zależało od tego, jak przyjęte zostaną jego następne dwie – trzy książki. Jeśli mniej przychylnie niż cykl o Szackim, to prokurator ma szansę wrócić. Nawet przy takim finale wszystko jeszcze da się odkręcić. Precedens przecież już jest :)
      Tak, „Gniew” chyba jest najlepszy z cyklu, choć prawdę mówiąc w B-netce wszystkie oceniłam jednakowo.

      Usuń
  2. Świetna opinia.
    Będę na książkę polować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobały Ci się dwie pierwsze części, więc i ta powinna. Spokojnie możesz zapolować, ryzyko pomyłki jest prawie żadne. Poza tym nurtowało by Cię pewnie, jak to się skończy :)

      Usuń
  3. Wydaje mi się, że Szacki nie wróci. Skoro autor powiedział mi, że nawet dla czytelników nie napisałby kontynuacji "Bezcennego", to i z Szackim może być podobnie. Miłoszewski tu uparty typ. ;) Choć pewnie gdyby miał dobrze płatne zamówienie na kontynuację, to by się ugiął (to też sam przyznał).

    Tak czy inaczej, cieszy mnie Twoja recenzja. Sama czytam dopiero "Ziarno prawdy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że czytasz i że Ci się podoba - byłam u ciebie przed chwilą.

      W sprawie kontynuacji uważam, że jak wymyśli coś, co będzie tak poczytne, jak ten cykl, to do Szackiego nie wróci. Albo coś tak ambitnego, że posypią się Nike lub Angelusy, bo coś mi się zdaje, że poczuł się wielkim pisarzem.
      A jeśli nowy pomysł mu nie wypali, to okaże się, że trylogia może jednak mieć cztery, pięć albo więcej tomów :)

      Usuń
  4. Na razie jestem na etapie "Uwikłania", ale mam w domu "Ziarno prawdy" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jak chce się być na bieżąco z polskim kryminałem, to trzeba przeczytać całą trylogię Miłoszewskiego. Podobnie, jak Krajewskiego i paru innych.
      Ja trylogię o Szackim przeczytałam w całości, lecz już na przykład z Wrońskim jestem całkiem do tyłu. No, ale nie można przecież karmić rozumku samym kryminałem, bo w końcu zrobi się mniejszy niż u Puchatka :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...