wtorek, 22 kwietnia 2014

Tajemnica szkoły dla panien

Joanna Szwechłowicz
Prószyński i S-ka, Warszawa 2014
projekt okładki Paweł Panczakiewicz

Powieści kryminalne, których akcja umiejscowiona zostaje w przeszłości, cieszą się sporą wśród czytelników popularnością. Debiutując warto więc sięgnąć po pewniaka i też zastosować chwyt cofania się w czasie. Pod tym względem Joanna Szwechłowicz nie jest może oryginalna, ale na duży plus trzeba zaliczyć jej, że znalazła bardzo ciekawą lukę czasową, dotychczas jeszcze nie zagospodarowaną w innych powieściach i zabiera czytelnika prawie sto lat wstecz, do roku 1922. Początki odradzającego się po latach zaborów polskiego państwa obserwujemy z perspektywy zwyczajnych mieszkańców prowincjonalnego wielkopolskiego miasteczka. 

Wielka historia i wielkie zbrodnie raczej omijały Mańkowice . Morderstwo zdarzało się w tej mieścinie średnio raz na dziesięć lat, a największą kryminalną aferą jest kradzież cukru z miejscowych zakładów. A zatem gdy znalezione zostają zwłoki szesnastoletniej Marianny – uczennicy z mańkowickiej szkoły dla panien (a właściwie prywatnej szkoły panny Wachowskiej) podkomisarz Hieronim Ratajczak woli upatrywać w tym samobójstwa, aniżeli zbrodni. Tym bardziej, że 
„W małych miejscowościach, nawet przy jakiejś głupiej sprawie, zwykle na koniec się okazuje, że wszyscy są w jakiś sposób zaangażowani w całą historię”, 
więc i ryzyko nadepnięcia na jakiś ważny odcisk jest duże.
Wkrótce jednak odkryte zostają zwłoki drugiej dziewczyny, służącej Ratajczaka. Tym razem ciało powieszone jest głową w dół (a raczej brakiem głowy), przy użyciu takich samych węzłów, jak przy pierwszej nieboszczce. Nie da się więc dłużej wmawiać mańkowickiej rozplotkowanej społeczności, że za tymi zgonami nie stoi morderca. Miejscowa policja dostaje posiłki z Poznania w postaci dwóch typów o niejasnej i nie najlepszej opinii, sięgającej jeszcze czasów pruskiego zaboru, gdy to wiernie służyli ówczesnej władzy. Ci bardziej niż na szukanie mordercy, napaleni są na znalezienie jakiejś politycznej hecy, na przykład utajonego bolszewika. Pod koniec powieści i po paru jeszcze trupach znajdzie się i bolszewik, i morderca, ale większa w tym zasługa Ratajczaka, a jeszcze większa – jego żony, aniżeli poznańskich „speców”.

Nastawiłam się na kryminał, ale Tajemnica szkoły dla panien to raczej powieść historyczno-społeczno-obyczajowa. I gdybym po takową sięgała, pewnie doceniłabym ją bardziej. Jako kryminał niespecjalnie się sprawdza. Miałam wrażenie, że cała kryminalna intryga zepchnięta została na drugi plan, ustępując miejsca opowieści o społecznych stosunkach rządzących prowincjonalną społecznością sprzed wieku. Rozwiązanie proponowane przez autorkę też mnie nie zadowoliło, i to bynajmniej nie dlatego, że zupełnie nie domyślałam się, kto zabijał. Po prostu zbyt mało miejsca poświęcone zostało w tej książce wątkowi i śladom zbrodni, aby jej wyjaśnienie jawiło mi się jako następstwo konsekwentnie i precyzyjnie gromadzonych faktów. 

A może to sceneria powieści tak przyciąga uwagę czytelnika, że przestaje skupiać się na wątku kryminalnym. Kilkunastotysięczne zaledwie Mańkowice autorka zaludniła całą plejadą różnorodnych typów, które posłużyły do ukazania zmian społeczno-obyczajowych towarzyszących zmianom politycznym. Już sam zakład panny Wachowskiej, opisany w pierwszych rozdziałach, jest dość specyficzny, nastawiony na nowoczesne i na wysokim poziomie kształcenie panien. Wątek ten szybko się kończy, niestety – bo chętnie poczytałabym więcej o postępowej szkole dla dziewcząt. Właścicielka musi ją jednak zamknąć, gdy po śmierci Marianny rodzice zabierają stąd swoje pociechy. Nadal jednak śledzimy losy jednej z nauczycielek, wyemancypowanej panny Łucji Kalinowskiej, a dołącza do niej ekscentryczna panna Anna Woźniakówna, dziedziczka najokazalszej w miasteczku kamienicy i wydawczyni „Gońca Mańkowickiego” .  Interesująca jest też postać innego głównego bohatera, podkomisarza Ratajczaka miotającego się między chęcią posiadania świętego spokoju a przyzwoitością nakazującą mu odnalezienie mordercy dziewcząt zbyt mało znaczących w lokalnym środowisku, aby komukolwiek naprawdę zależało na odkryciu prawdy o ich śmierci. 

Ale i wśród postaci drugiego planu roi się od ciekawych bohaterów, mających swoje ciemne i wstydliwe tajemnice. Poczynając od tych bogatych i stanowiących elitę Mańkowic, poprzez średniaków aż po najuboższych. Nie ma tu prawie nikogo, kto nie miałby czegoś do ukrycia, czegoś bardziej lub mniej brzydkiego, bardziej lub mniej niepraworządnego albo niemoralnego, z przeszłości lub teraźniejszości. Jeśli nie czynów, to przynajmniej myśli. Mężczyźni ukrywają swoje brudne tajemnice przed żonami. Kobiety szarpią się między młodą jeszcze modą na emancypację i samodzielność a pragnieniem osiągnięcia tradycyjnej i społecznie szanowanej pozycji pani domu. A te, które już ją osiągnęły, z nudy albo niespełnienia szukają rozrywek nie zawsze godnych statecznych matron, a bywa, że niegodnych nawet zwyczajnie przyzwoitego człowieka. 

A wszystko to na tle rodzącej się młodej polskiej państwowości. W miasteczku wciąż świeża jest pamięć życia w pruskim zaborze, co skłania do porównywania warunków wczoraj i dziś. Pierwsza wojna nie jest tu wspominana, ale echa powstania wielkopolskiego są ciągle żywe i stosunek do powstania, a już tym bardziej udział w nim określa człowieka, tak, jak określa go stosunek do polityki. Powszechna wśród mieszkańców miasteczka jest niechęć do Piłsudskiego, powszechna też do Polaków z innych zaborów. No i oczywiście do socjalistów, bolszewików – tych wszyscy traktują z lękliwą pogardą, no, może z wyjątkiem kilku egzaltowanych panien, co (uwaga, tu może wygadam za dużo) nie pozostanie bez znaczenia dla śledztwa.

I wszystko byłoby z tą książką w porządku, byłabym całkiem usatysfakcjonowana lekturą, gdyby nie przekonanie powzięte po przeczytaniu noty wydawniczdej, że będę miała do czynienia z kryminałem. Byłam nastawiona na powieść znacznie bardziej charakterystyczną dla gatunku, niż ta, którą okazała się Tajemnica szkoły dla panien, co odbiło się negatywnie na odbiorze całości. Ale ktoś, kto woli inaczej ustawione proporcje, zapewne odkryje w debiucie Joanny Szwechłowicz wciągającą lekturę.

http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html




6 komentarzy:

  1. Dokładnie taka samo była moja opinia po lekturze tej książki:). Zdecydowanie za mało kryminału, a za dużo wątku obyczajowego. Oczekiwałam zupełnie czegoś innego.

    OdpowiedzUsuń
  2. A wystarczyło, aby wydawca reklamował powieść jako historyczno-obyczajową z wątkiem kryminalnym i uniknęłoby się nieporozumienia. Ale kryminały chyba lepiej się sprzedają, pewnie dlatego wyeksponowano w nocie element zbrodni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tę książkę. Nie czytałam jej jeszcze, ale mój tata tak i średnio mu się podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie też nastawił się na rasowy kryminał. Ale jeśli wie się, czego oczekiwać, to można książkę uznać za nawet niezłą. Sama zresztą ocenisz, jeśli zdecydujesz się przeczytać, do czego ani nie namawiam, ani nie odradzam, jednak skoro już ją masz ... :)

      Usuń
  4. Dzięki za ostrzeżenie. Nadal bardzo chcę tę książkę przeczytać, ale już wiem, że nie mam się co nastawiać na rasowy kryminał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem Twojej opinii, więc czekam na recenzję. A znając Twoje zainteresowanie polską prozą pewnie długo nie będę musiała czekać :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...