wtorek, 26 listopada 2013

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety

Swietłana Aleksijewicz
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010
tłumaczenie: Jerzy Czech

Czy jest ktoś, kto jeszcze nie wie, o czym jest ta książka? Nawet, jeśli jej nie czytał, to każdy chyba musiał o niej słyszeć. I dobrze, bo zasługuje na to, jak mało która. Złożona z fragmentów kobiecych wspomnień, z fragmentów kobiecego życia pokazuje wojnę od strony, od jakiej jeszcze jej nie opisywano. Wojna to męska rzecz, tak się przynajmniej przyjęło i funkcjonowało w powszechnej świadomości jeszcze do niedawna. Współcześnie kobiety służą w wielu armiach świata, w Izraelu służba wojskowa kobiet jest obowiązkowa. Ale dawniej, choćby w II Wojnie Światowej? Niby wiemy, że i kobiety wtedy walczyły, ale wiedza o tym przechodziła tak trochę bokiem. Wspominało się heroizm mężczyzn, ich przeżycia i poświęcenie. Dopiero Swietłana Aleksijewicz pokazała ją od kobiecej strony, inną niż ta, którą znamy z historii, literatury i filmów. Napisała ją, bo
„Wszystko, co wiemy o wojnie, powiedział nam „męski głos”. Wszyscy tkwimy w niewoli „męskich” wyobrażeń i „męskich” doznań wojennych. (…) Kobiety milczą”1
Aleksijewicz postanowiła przerwać to milczenie i opowiedzieć światu wojnę taką, jaką kobiety wspominają tylko w domu albo w gronie przyjaciółek z frontu, a nie wtedy, gdy mówią oficjalnie, publicznie, gdy „dostosowują się do męskiego szablonu”2
Zbierała przez lata wspomnienia żołnierek i partyzantek. Początkowo szukała tych, które walczyły, później zgłaszały się same, jedna przekazywała wiadomość drugiej i wiele chciało opowiedzieć, co tam przeszły, choć nie wszystkie. Niektóre nawet po latach wolały milczeć. Z tych, które mówiły, mało która nie płakała. Także we wspomnieniach często mówiły o łzach, ale jeszcze częściej o mamie. Mama – jak była dumna, albo jak zabraniała, gdy zgłaszały się na wojnę, jak za nią tęskniły. To chyba najczęściej pojawiający się motyw. Dużo wspominają też o przyziemnych sprawach, o codziennych trudach wynikających choćby z tego, że armia zupełnie nie była przygotowana na żołnierki. Dostawały za duże buty w męskich rozmiarach, męską bieliznę, przez cztery lata nie zakładały sukienki, tylko spodnie i spodnie. A one miały po osiemnaście, dziewiętnaście lat i chciały być piękne, mimo grozy, mimo wojny. W okopach, w ziemiance, w polowym szpitalu albo na okręcie: niezależnie od tego, gdzie przyszło im walczyć.

Kobieta na wojnie kojarzy się zazwyczaj z sanitariuszką, telegrafistką, łączniczką. A przecież służyły we wszystkich formacjach, od lotnictwa, poprzez piechotę, kawalerię, wojska zmotoryzowane i pancerne. Były nawet w marynarce, chociaż marynarze uważali ponoć, że kobieta i kot na pokładzie przynoszą pecha. Walczyły też na tyłach wroga, w partyzantce i podziemiu. Aleksijewicz postarała się wybrać fragmenty ich wspomnień tak, by nie pominąć żadnej formacji i pokazać ową rozmaitość kobiecych wojennych doświadczeń, w dużej mierze determinowanych tym, gdzie przyszło im służyć i w jaki sposób były zaangażowane w walkę. Jednak
„O czymkolwiek mówią kobiety, stale obecna jest u nich jedna myśl: wojna to przede wszystkim morderstwo, a poza tym – ciężka praca. No i także zwyczajne życie: śpiewały, zakochiwały się, kręciły papiloty...”3
Rozmówczynie Aleksijewicz wspominają uczuciami i emocjami, zapachami, kolorami. Zapach i kolor krwi prześladował je jeszcze długo po wojnie, niektóre zawsze już unikały czerwonego koloru, nie były w stanie oprawiać kurzego białego mięsa, zbyt podobnego do ludzkiego, tyle bolesnych wspomnień przywoływało. Cierpienie jest w tych wspomnieniach wszechobecne, nie tylko ludzkie, ale cierpienie całego świata sponiewieranego wojną, całej natury: zwierząt, roślin. Za to bohaterstwo występuje tam jakby mimochodem, uboczny skutek tego, co i tak trzeba było zrobić: wyciągnąć spod ostrzału rannego, zabić wroga.

Nie o wszystkim jednak chcą opowiadać, choć minęło już tyle czasu. Niektóre tematy nadal są tabu, pojawiają się w wyznaniach jednej, może dwóch. Nie ze wstydu, a przynajmniej nie wyłącznie. Wtedy o pewnych sprawach nie rozmawiało się, a jednak po latach potrafią mówić, jak radziły sobie ze sprawami wynikającymi z fizjologii płci: z menstruacją, gdy waty brakuje nawet dla rannych, z załatwianiem potrzeb fizjologicznych, gdy wokół sami mężczyźni. Tylko o miłości fizycznej milczą. Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę przyjęcie, z jakim spotkały się po wojnie. Wracających z wojny mężczyzn witano jako bohaterów, „frontowe” kobiety często traktowane były z pogardą, inne kobiety uważały je za dziwki, mężczyźni nie chcieli ich za żony. Wiele uwielbianych na wojnie „siostrzyczek” po zwycięstwie pozostało samotne, choć na wojnie marzyły o zamążpójściu i rodzeniu dzieci, w tamtych czasach to był sens i cel życia kobiety, w sowieckiej Rosji najważniejszy zaraz po obronie ojczyzny. Przyjęcie, z jakim się spotkały, musiało boleć, a zachowanie mężczyzn, z którymi walczyły ramię w ramię, pewnie bolało w dwójnasób, jak najgorsza zdrada.
Ale oprócz tego, co osobiste, intymne, są też rzeczy, o których nie wypada im mówić inaczej aniżeli jest to oficjalnie przyjęte, albo nadal boją się to robić. Nie można mówić źle o towarzyszach broni, Stalinie ani polityce ówczesnych władz. W ich historiach nawet najsurowszy dowódca był taki dla dobra podkomendnych, żołnierze nie rabowali niczego we wsiach, za to ludność cywilna dobrowolnie i z odruchu serca oddawała ostatnie ziarna zboża, a niemieckich jeńców leczono na równi ze swoimi i dzielono się z nimi chlebem.
Autorka jednak na wstępie przygotowała nas na to, że nie wszystko powinniśmy brać dosłownie, że nieraz trzeba czytać między wierszami, z dystansem do opowieści:
„Wspomnienia nie są namiętnym, czy też beznamiętnym przekazem rzeczywistości, która zniknęła, ale powtórnymi narodzinami przeszłości, czas zaczyna wówczas biec z powrotem. Są przede wszystkim twórczością. Opowiadając, ludzie tworzą, piszą swoje życie. Czasem piszą „na nowo” albo coś „dopisują”. Tutaj trzeba uważać. Mieć się na baczności. Ale też każdy fałsz stopniowo sam się unicestwia, nie wytrzymuje sąsiedztwa obnażonej prawdy.”4
Czasami czuje się, że pojawia się fałszywa nuta, ale prawda przeważa, zwłaszcza tam, gdzie wojna opowiadana jest „po kobiecemu”, zwykłymi słowami, nie gazetowymi, bo takich rzeczy nie da się zmyślić, zresztą po co to robić: tego wszystkiego o codziennym koszmarze, zimnie, brudzie i pracy ponad siły, o przypięciu fiołków do bagnetu i i marzeniach, żeby wreszcie ubrać się w sukienkę,...

Tę książkę trzeba przeczytać, a już szczególnie powinny to zrobić kobiety - w imię kobiecej solidarności i jako rekompensata za to, co spotkało te wspaniałe żołnierki po wojnie, po zwycięstwie, z którego tak się cieszyły, a gdy wreszcie je wywalczyły, zabrakło dla nich szacunku i miejsca w pamięci rodaków. Swietłana Aleksijewicz swoją książką przywraca należne im miejsce w panteonie bohaterów.

1s. 9
2s. 9.
3s. 17.
4s. 10-11.

14 komentarzy:

  1. Przeczytałam i bardzo polecam. Robi wrażenie. A wojna to zło wymyślone przez mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, trudno otrząsnąć się po tej lekturze.
      Ale zastanawiałam się tez nad tytułem. Odwróciłam go i zastanawiałam się, ile wojna ma w sobie ze zwykłego mężczyzny.
      I powiedziałabym raczej, że wojna została wymyślona przez tych, którzy sprawują władzę, że to im wyłącznie służy, a zwykli ludzie zawsze są tylko jej ofiarami.. Na pewno kobiety i mężczyźni inaczej postrzegają tragizm działań wojennych, ale czy tak bardzo różnie? Jak to by było, gdyby ktoś porwał się na napisanie książki w taki sposób, jak zrobiła to Aleksijewicz, tyle że z rozmów ze zwykłymi mężczyznami, takimi, których nikt nie pytał, czy chcą wojny. Może powstałby zupełnie inny obraz, niż ten znany nam "męski" schemat.

      Usuń
  2. Był moment, że niemal na każdym blogu można było znaleźć recenzję tej książki. Niestety lektura ciągle przede mną, ale na pewno nie przejdę obojętnie obok tej publikacji. Nie przypominam sobie, bym słyszała o drugim takim zbiorze, w którym kobiety opowiadałyby o swojej roli w działaniach wojennych. Wojna jednoznacznie kojarzy się z męskimi bohaterami, o kobietach mało kto pamięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo długo odkładałam lekturę tej książki, aż po recenzji Kasi - http://przerwanaksiazke.blogspot.com/2013/10/wojna-nie-ma-w-sobie-nic-z-kobiety-s.html -
      powiedziałam - dość. Tak rzadko mówi się o niektórych tematach z punktu widzenia kobiet, więc gdy pojawia się taka książka, należy ja przeczytać.
      Chciałam od razu kupić, mieć natychmiast, ale okazało się, że nie ma jej w e-booku. I w księgarniach też nie było, proponowali, że mi sprowadzą - w dwóch dużych księgarniach w dużym mieście nie mieli jej na stanie, dopiero w trzeciej dorwałam ostatni egzemplarz.

      Usuń
    2. To widzę, że powinnam szybko się rozejrzeć za swoim egzemplarzem skoro już jest trudny do zdobycia.

      Usuń
    3. W internetowych księgarniach to chyba bez trudu można kupić. Ale nie chciałam czekać, aż przyślą, tylko mieć od razu.

      Usuń
  3. Wiesz, co mnie w twojej recenzji najbardziej zachęciło do lektury? Słowa ostatniego akapitu; masz rację, powinnyśmy przeczytać tę książkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak napisałam pod komentarzem Dominiki S., gdy przyszła mi do głowy ta refleksja, sięgnęłam po nią od razu.Pojawiło mi się jakieś takie poczucie obowiązku pomieszanego z winą.
      Ale nawet bez takiej motywacji warto ją czytać, jest wyjątkowa.

      Usuń
  4. Czytałam ją i bardzo było mi żal tych kobiet, które zaciągały się do wojska, bo szczerze wierzyły w Stalina i dobro ojczyzny, która to ojczyzna później odwróciła się do nich plecami. Zamiast bohaterkami po wojnie stały się persona non grata, straciły nierzadko nie tylko dobre imię w lokalnej społeczności, ale również zdrowie, jak i możliwość zajścia w ciążę.
    Przykry los tych, które powinny być uhonorowane. Dobrze, że taka książka powstała.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, smutne jest, że tak je potraktowano.Ale i one nie walczyły po wojnie o swoje miejsce wśród bohaterów, a inni nie mieli powodów, aby pamiętać o ich zasługach, a wręcz przeciwnie - mężczyznom odbierało to pewnie pełnię zasług, a inne kobiety taż miały swój cel, żeby w kraju cierpiącym po wojnie na deficyt mężczyzn deprecjonować te, do których mogliby czuć większy sentyment z racji wspólnych przeżyć.

      Usuń
  5. To nie najlepsze miejsce na zaproszenie, ale w zakładce wyzwania nie znalazłam opcji komentarzy. Dlatego z tego z nie najlepszego miejsca zapraszam Cię do współudziału: http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2015/05/celuj-w-zdanie-moj-debiut-wyzwaniowy.html,
    Widzę, że bierzesz udział w wielu wyzwaniach, ale może również moje przypadnie Ci do gustu:)
    Pozdrawiam,
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie. Na stały udział się nie zgłoszę, bo to by było z mojej strony nieodpowiedzialne. I tak już mi wstyd z powodu nieudziału w wyzwaniach, do których się pozgłaszałam. Ostatnio miałam półroczną przerwę w notkach na blogu, a i teraz po wznowieniu nie można nazwać tego burzą postów.
      Ale będę zaglądać systematycznie i jak popełnię pasujący post, to go u Ciebie odmelduję. Można tak :z doskoku"?

      Usuń
  6. Co do reportażu.. Niesamowita książka. Surowy język, proste zdania, przejmujące treści. Przerażające obrazy...
    "Była z nami telegrafistka, która niedawno urodziła. Dziecko głodne, chce piersi... Ale matka sama jest głodna, mleka nie ma, dziecko płacze. Niemcy są tuż obok... Z psami... Jak psy usłyszą, to zginiemy wszyscy. Cała grupa, trzydzieści osób... Rozumie Pani? Zapada decyzja. Nikt nie umiał przekazać rozkazu dowódcy, ale matka sama się domyśliła. Zanurza zawiniątko z dzieckiem w wodzie i długo trzyma... Dziecko już nie krzyczy. Nic nie słychać... A my nie możemy podnieść wzroku. Ani na matkę, ani na siebie nazwajem..."

    Aż zatyka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo emocjonalnie odebrałam to, z jaką niewdzięcznością spotkały się żołnierki po wojnie. I naszła mnie taka refleksja, że walczyły za ojczyznę, a do walki o siebie i o szacunek już nie starczyło im zacięcia.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...