Anatolij
Pristawkin
Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 1990
tłumaczenie: Eugeniusz Piotr Melech
Cóż to za
tytuł - pomyślałam sobie, gdy pierwszy raz zetknęłam się z tą
książką – zupełnie jak z wierszyka dla dzieci Marii
Konopnickiej, i może ktoś uzna mnie za ignorantkę. Założę się
jednak, że nieliczni tylko rozpoznają w tym tytule cytat z wiersza
Głaz Michaiła Lermontowa i to w tłumaczeniu Leo Belmonta,
bo w przekładzie Juliana Tuwima brzmi już inaczej. Ten wiersz i
galopujący jeździec na dzikim koniu na tle strzelistych śnieżnych
szczytów – obrazek z paczki papierosów Kazbek, to jedyne, co
bliźniakom Saszce i Kolce Kużmionyszom kojarzy się z Kaukazem.
Dobrze się kojarzy. W ich marzeniach Kaukaz to:
„Góry tak wielkie, jak ich dom, a pomiędzy nimi wszędzie pełno krajalni chleba. I żadna z nich nie jest zamknięta. I nie trzeba kopać, wystarczy wejść, zważyć sobie i jeść. A jak tylko się stamtąd wyjdzie, tuż obok jest następna krajalnia, i też bez kłódki. A wszyscy ludzie w czerkieskach, wąsaci, weseli. Patrzą, jak Saszka zajada z apetytem, uśmiechają się, poklepują go po ramieniu. „Jakszy” - powiadają. Czy jakoś w tym rodzaju. A sens tego jest taki: „Zjedz jeszcze, bo dużo mamy tutaj krajalni chleba.”1
Krajalnia
chleba dla tych sierot wojennych z domu dziecka w podmoskiewskim
Tomilinie to sanktuarium, największy skarbiec, Sezam pełen
najbardziej upragnionego dobra. Tak pożądanego, że ryzykują
podkop, by się do niej dostać. Plan kończy się fiaskiem, a
Kuźmionysze, bojąc się, że się wyda, kto próbował dostać się
do krajalni, postanawiają ratować się ucieczką, a dokładniej -
zgłaszają się na ochotnika do domu dziecka na Kaukazie właśnie.
Jakże odmienna od ich marzeń okaże się ta wyidealizowana kraina,
a ludzie jakże inni od tych wesołych, życzliwych, których
bliźniaki widziały w wyobraźni. I nic w tym dziwnego, w
końcu Czeczeni nie mają za co kochać Rosjan.
W
czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, gdy Niemcy zajęli Kaukaz,
niektóre grupy Czeczenów i Inguszów poszły na współpracę z
nimi, upatrując w tym szansę na odzyskanie niepodległości. W
odwecie Stalin
nakazał likwidację Czeczeńsko-Inguskiej
ASRR i zastosował zbiorową odpowiedzialność wobec ludności
cywilnej, wysiedlając (prawie) wszystkich do Kazachstanu i na
Syberię. Na ich miejsce wysyłano rosyjskich osadników, w tym
również sieroty, których pełno było w rosyjskich domach dziecka.
To jednym z takich transportów bracia Kuźmionysze dotarli na
Kaukaz.
Pierwsze zetknięcie bliźniaków z rdzenną ludnością
nastąpiło już po drodze, na jednej ze stacji, gdzie mijały się
pociągi: ten z rosyjskimi dziećmi jadący w kierunku Czeczenii i
ten, którym wywożono całe czeczeńskie rodziny. Opis tego
drugiego jest wstrząsający, jako żywo przypomina znane nam
skądinąd opisy wywózki Żydów do obozów koncentracyjnych. Jednak
to, co zarówno dla czytelnika, jak i dla każdego dorosłego
uczestnika tamtych wydarzeń jest oczywiste, zupełnie inaczej
wygląda w oczach jedenastolatków. Chłopcy długo pozostają
nieświadomi tego, co się wokół nich naprawdę dzieje. Widzą
żyzne pola obsiane kukurydzą i owocujące sady. Dziwią ich
opuszczone wsie, brak dymu z kominów nielicznych chat zamieszkałych
przez rosyjskich kołchoźników, żyjących w strachu przed
śmiercią, która może nadejść z gór. Chłopcy nie wiedzą, że
gdzieś w tych pięknych widocznych na horyzoncie górach ukrywają
się Czeczeni, którzy uniknęli wywózki, że nocami schodzą do
doliny, że palą i zabijają w okrutny sposób. Dowiedzą się w
okolicznościach dramatyczniejszych, niż wszystko, co ich dotąd
spotkało, a przecież w swoim krótkim życiu doświadczyli już
wiele zła.
Napisana czterdzieści
lat po tych wydarzeniach Nocowała ongi chmurka złota w dużym
stopniu oparta jest na biografii jej autora. Autentyczność
opisywanych w książce wydarzeń podkreśla narracja, miejscami
przechodząca z trzeciej w pierwszą osobę. Podkręca to atmosferę
powieści, i tak już napiętą przez zabieg zestawienia
uświadamianej sobie przez nas cały czas grozy sytuacji, w jakiej
znaleźli się nasi bohaterowie, z ich dziecięcym jeszcze oglądem
świata. Bo choć Kuźmionysze musieli nauczyć kraść i kłamać,
by przetrwać bez opieki dorosłych, to jednak w wielu sprawach
pozostali dziećmi, szukającymi matczynej miłości i mimo wszystko
ufnie patrzącymi w przyszłość. Ich świat (do czasu) jest prosty
i pogodny.
Nocowała ongi chmurka
złota, to początkowo pogodna opowieść o dwóch sympatycznych
urwisach, którzy mimo trudnych czasów i okoliczności, zdają się
świetnie sobie radzić. Później następują wydarzenia, do których
nie przygotowuje nawet wcześniej uświadamiany, wyczuwalny przez
czytelnikowi klimat czającego się niebezpieczeństwa. Całość
daje efekt mocnej, wstrząsającej książki o wyrazistej
antywojennej wymowie. Obrazy ludzi poranionych przez wojnę,
fizycznie i psychicznie, los osieroconych dzieci, głodnych,
spragnionych miłości i troski rodzicielskiej, muszą przemówić do
wyobraźni każdego. Ale najlepiej bezsens wojny oddają słowa
Kolki, zwierzającego się Saszce, co powiedziałby Czeczeńcowi,
gdyby go spotkał – słowa niby dziecięco naiwne, ale jakże
celne:
„Słuchaj, Czeczeniec, ślepy jesteś? Nie widzisz, że ani ja, ani Saszka nie chcemy walczyć z tobą? Przywieźli nas, żebyśmy tutaj mieszkali, no to mieszkamy, a poza tym i tak byśmy stąd wyjechali. (…) Jeśli zaczniesz zabijać żołnierzy, ten sposób wszyscy zginiecie – i ty, i oni. A czy nie byłoby lepiej, żebyś sam żył, żaby oni żyli, i żebyśmy z Saszką również żyli? Czy nie można tak zrobić, żeby nikt nikomu nie przeszkadzał i żeby wszyscy ludzie byli żywi (...)?”2
Wydaje się to takie
proste. Niestety, dorośli nie zawsze myślą w ten sposób.
1s.18
Ksiazka chwycila mnie za serce. Bardzo im sie podobala.
OdpowiedzUsuńTo tak, jak mnie. Sądzę, że mało kogo ta książka pozostawi obojętnym.
UsuńWłaśnie ze względu na tytuł, ta książka znalazła się kiedyś na mojej liście książek do przeczytania. Niesety, utonęła w powodzi innych. :(
OdpowiedzUsuńLista książek dłuższa od książki telefonicznej, a tu wciąż wydają nowości, które koooniecznie trzeba do niej dopisać - któż z nas nie ma tego problemu? :)
UsuńAle tej daj szansę, jestem przekonana, że ie będziesz zawiedziona.