Harlan Coben
Wydawnictwo ALBATROS, Warszawa 2009
(wydanie II)
447 stron
Coraz
częściej po przeczytaniu książki sensacyjnej, kryminalnej mam
uczucie, że „to już było”, jeśli chodzi o samą intrygę, o
wątek zbrodni. Trudno dziś autorom wymyślić coś świeżego,
niebanalnego, bo kryminałów napisano i wydano na tony, a
zbrodniczych wariantów jest w końcu jakaś tam skończona ilość,
a więc każda łamigłówka mniej lub bardziej wpisze się w jeden z
wcześniej (czasami nawet wielokrotnie) opisanych schematów. Dziś
już nie zaskoczy i nie zadziwi się czytelnika nawet tym, że na
końcu narrator albo detektyw, albo nawet ofiara (jeśli jest więcej
niż jeden trup) okaże się zbrodniarzem. Kołacze mi się nawet w
pamięci jakiś dziwoląg, w którym na końcu w ogóle nie wykryto
sprawcy, ale ten chwyt jest raczej mało popularny; w końcu nie po
to czytamy czterysta stron, żeby na końcu nie dowiedzieć się,
kto zabił.
A
skoro nie sposób wymyślić nic oryginalnego w warstwie kryminalnej,
autorzy idą (często z bardzo dobrym skutkiem) w serwowanie nam
coraz to innej otoczki wątku sensacyjnego, do tego stopnia, że
czasem nie sposób jednoznacznie zaklasyfikować powieść do
konkretnego (sensacyjnego czy obyczajowego) gatunku. W tej dziedzinie
wciąż jeszcze jest pole do popisu dla tych, co mają ambicję
wymyślenia czegoś nowego, choć i tutaj zaczyna się już
powielanie niektórych, bardziej „chodliwych klimatów”, weźmy
choćby kryminały skandynawskie albo w scenerii retro.
Z
Zachowaj spokój Cobena jest tak, że albo rzeczywiście autor
wymyślił otoczkę (raczej motyw przewodni niż tło), jakiej
dotychczas nie było, albo po prostu ja na nic podobnego dotąd nie
trafiłam.
Ogólnie
książka okazała się niezła, świetnie się czytała, wciągała,
że nie sposób odłożyć do jutra i zarwałam noc. A efekt był
taki, że choć czytałam ją raptem trzy-cztery tygodnie temu, to
gdy zabrałam się do pisania tej notki, nie od razu pamiętałam,
kto kogo zabił i dlaczego. Intryga, jak intryga: jest kilka
zabójstw rozłożonych równomiernie na całą powieść, które w
finale znajdują bardziej lub mniej logiczne wyjaśnienie i wszystkie
wątki układają się w jakąś tam w miarę sensowną całość.
Tym
natomiast, co odróżnia Zachowaj spokój od innych tego typu
powieści i od razu wróciło mi jako wspomnienie po książce,
okazały się różnego typu relacje między rodzicem a dzieckiem. O
ile w większości kryminałów dzieci, zwłaszcza małoletnie, mogą
zaistnieć tylko wtedy, gdy mają jakąś ważną rolę do odegrania,
o tyle tutaj potomstwo pojawia się na każdym kroku, na każdej
stronie, w rolach pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych. Uczucia
rodzicielskie o różnym stopniu rozwoju mają tu znaczenie zarówno
podstawowe, jak i epizodyczne. Są rodzice rozdzierani
wątpliwościami, czy w porządku jest założenie programu
szpiegowskiego w komputerze syna nastolatka, który
nagle zaczął się dziwnie zachowywać. Są tacy, którzy muszą
uporać się z faktem, że ich spokojne i nie sprawiające żadnych
problemów dziecko z nieznanych przyczyn popełniło samobójstwo.
Jest samotny ojciec, opuszczony przez żonę, gdy córka miała kilka
latek i ojciec wykorzystujący swoje stanowisko dla ochronienia syna.
Jest kobieta, która ukrywa przed mężem, że to nie on jest ojcem
ukochanego synka. Są i kilkuletnie dzieci i takie zupełnie już
dorosłe, a z pojawieniem się na kartach książki każdego z nich
związany jest mniejszy lub większy, mniej lub bardziej roztrząsany
problem.
Jeśli
miałabym wskazać na najbardziej istotną cechę tej powieści, to
powiedziałabym, że książka jest o tym, co rodzice zdolni są
zrobić dla swoich dzieci. A czytelnik, który zechciałby bardziej
jeszcze wniknąć w ten temat, głębiej analizować to, co „autor
miał na myśli”, dopatrzyłby się być może również wskazówek,
które z rodzicielskich poczynań są słuszne, a które błędne. I
choć ja niespecjalnie zaangażowałam się w zgłębianie
problematyki sukcesów albo błędów wychowawczych, to muszę
przyznać, że jest to w miarę oryginalny pomysł na powieść,
wyróżniający się na tle tak popularnych obecnie skandynawskich
klimatów albo samotniczo-pijackich rozterek detektywów/głównych
bohaterów. I to jest moim zdaniem największy plus tej książki.
Oceniłam tę powieść jako średnią i niestety nie wciągnęła mnie tak jak Ciebie. Najbardziej przeszkadzało mi nagromadzenie wielu nieprawdopodobnych wydarzeń na samym końcu. Zgodzę się, że w powieści poruszony został temat relacji między rodzicami a dziećmi. Ale mnie poraził brak komunikacji w rodzinie. Gdyby tylko bohaterowie szczerze ze sobą porozmawiali to prawdopodobnie udałoby się uniknąć wielu nieszczęść.
OdpowiedzUsuńTego, że książka mnie wciągnęła, nie uważam za jakąś specjalną jej zaletę, ale za standard dla gatunku. Sensacja zazwyczaj nie prezentuje sobą żadnych wyższych wartości, więc jeśli nawet nie wciąga, to w ogóle szkoda czasu na czytanie. Do nieprawdopodobnego łączenia na końcu wszystkich wątków chyba już przywykłam i uodporniłam się, bo występuje często, a tylko czasem mnie razi :)
UsuńCo do braku porozumienia w rodzinie, to pewnie masz rację, ale z drugiej strony jest to jedna z podstawowych przyczyn znacznej części powieściowych zdarzeń, gdyby autor stworzył świetnie dogadującą się rodzinkę, musiałby napisać zupełnie inną książkę.
Polemizowałabym z tym czy książki sensacyjnie zazwyczaj nie niosą żadnych wartości wyższych. Zgadzam się, że gdyby autor wszystko odkręcił i bohaterowie porozmawialiby szczerze przy herbacie to nie byłoby fabuły, ale jakoś mnie uderzył ten kompletny brak komunikacji. pozdrawiam :)
UsuńNie przypominam sobie, żeby któryś z przeczytanych przeze mnie kryminałów był czymś więcej, niż bardziej lub mniej udanym "zabijaczem czasu", ale nie wykluczam, że takie istnieją. A że nadal zamierzam czytywać ten gatunek, może kiedyś trafię na coś naprawdę wartościowego.
UsuńAkurat tej powieści Cobena nie czytałam, ale jak mi wpadnie w ręce, to na pewno nadrobię zaległości. Tego typu książki czasami są mi bardzo potrzebne. Fakt, zwykle nie powalają oryginalnością, ale jako lektura relaksacyjna są dla mnie idealne.
OdpowiedzUsuńCobena dawno już nie czytałam. Trudno na niego trafić w bibliotece. Za szybko znika z półek. ;)
Gdyby to ode mnie zależało, wymieniałabym księgozbiór mojej osiedlowej biblioteki z Twoją :) W tej mojej stoi sporo Cobenów i chyba rzadko są wypożyczane. Ta akurat nie była z biblioteki, tylko od kolegi.
UsuńJa też lubię kryminały, najbardziej ze wszystkich gatunków dostarczających łatwej rozrywki (czyli literatury sensacyjnej właśnie, romansideł, które też czasami czytuję i fantastyki, ale po tę rzadko sięgam).
Gdyby to ode mnie zależało, to chętnie bym przystała na Twój pomysł. :)
UsuńW ogóle będę dzisiaj bardzo zgodna, bo z lekkich książek też najchętniej sięgam po literaturę sensacyjną.