Czajka (Izabela
Stachowicz)
„Czytelnik”, Warszawa 1968
268 stron
Stała
sobie na półce ta książeczka: niepozorna, pożółkła i
przykurzona, z burą okładką (a może miała kiedyś kolorową
obwolutę, ale ta przez lata gdzieś się zawieruszyła?). Zabrałam
ją ze sobą na urlop wraz z dziesięcioma, czy piętnastoma innymi,
nie, żebym miała takie tempo czytania, ale nie wiedziałam, na co
będę akurat miała ochotę, a skoro jechałam samochodem, to nie
musiałam się ograniczać :) . Król węży i salamandra
znalazła się wprawdzie wśród wybranych, ale nie było to do końca
dla niej szczęśliwe, bo wzięłam się za nią tuż po Marthcie
Quest. A
zestawienie i porównanie ze sobą tych dwóch książek nie wypadło bynajmniej na
korzyść dla Króla węży i salamandry, choć nie można odmówić jej swoistego wdzięku.
Dwie
powieści tak różne i tak podobne zarazem. Podobne, bo obie
dotyczą okresu dziewczęcego dorastania, obie napisane w latach
sześćdziesiątych, ale odnoszące się do międzywojnia, bo ich
autorki to kobiety (mocno) dojrzałe, a bohaterki – to dziewczyny
na progu kobiecości, i z większą albo mniejszą dozą pewności
można przypuszczać, że ich uczucia, doświadczenia, wyznawane
(dość podobne) wartości były w młodości udziałem samych
autorek. Różnice, to cała reszta. Pewnie nigdy nie zestawiłabym
ze sobą tych dwóch książek, gdyby nie to, że czytałam jedną po
drugiej. Doris Lessing oferuje czytelnikowi poważne i wyjątkowo
celne studium dorastania nastoletniej dziewczyny (nie piszę więcej
na ten temat, bo kto chce, może zajrzeć do odpowiedniej notki),
Czajka-Stachowicz natomiast potraktowała ten sam temat zupełnie
inaczej, serwując nam roztrzepanie radosną paplaninę. Jej powieść
ma swój urok, jak raz nadaje się na wakacje, ale próżno byłoby
dopatrywać się w niej jakichkolwiek głębszych wartości.
Bohaterka
Króla węży i salamandry (alter ego autorki) wchodzi w
dorosłość w fascynującym z historycznego punktu widzenia czasie,
gdy Polska po ponad stu latach odzyskuje niepodległość, ale
niewiele w powieści odniesień do tych wydarzeń, które
pobrzmiewają gdzieś tam w tle, na drugim planie. Autorka skupiła
się na rodzinnych, szkolnych i wczesno-miłosnych perypetiach
głównej bohaterki, tworząc historyjki i epizody zazwyczaj radosne
i sympatyczne, okraszone humorem jak z przedwojennych komedii, ale
miejscami trochę bzdurne i tak nieprawdopodobne, że nawet
(niezamierzenie zapewne) karykaturalne. Taki po prostu był styl
pisania Czajki-Stachowicz – lekki, może nawet nieco naiwny, żeby
nie powiedzieć, że infantylny, ale optymistyczny i nacechowany
energią i umiłowaniem życia. I to chyba zapewniło autorce wielką
poczytność w latach sześćdziesiątych. A skąd brał się taki
sposób pisania, dowiedziałam się z biografii Czajki, ale o tym
napiszę już w następnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz