niedziela, 11 listopada 2012

Król węży i salamandra

Czajka (Izabela Stachowicz)
Czytelnik”, Warszawa 1968
268 stron

Stała sobie na półce ta książeczka: niepozorna, pożółkła i przykurzona, z burą okładką (a może miała kiedyś kolorową obwolutę, ale ta przez lata gdzieś się zawieruszyła?). Zabrałam ją ze sobą na urlop wraz z dziesięcioma, czy piętnastoma innymi, nie, żebym miała takie tempo czytania, ale nie wiedziałam, na co będę akurat miała ochotę, a skoro jechałam samochodem, to nie musiałam się ograniczać :) . Król węży i salamandra znalazła się wprawdzie wśród wybranych, ale nie było to do końca dla niej szczęśliwe, bo wzięłam się za nią tuż po Marthcie Quest.  A zestawienie i porównanie ze sobą tych dwóch książek nie wypadło bynajmniej na korzyść dla  Króla węży i salamandry, choć nie można odmówić jej swoistego wdzięku.

Dwie powieści tak różne i tak podobne zarazem. Podobne, bo obie dotyczą okresu dziewczęcego dorastania, obie napisane w latach sześćdziesiątych, ale odnoszące się do międzywojnia, bo ich autorki to kobiety (mocno) dojrzałe, a bohaterki – to dziewczyny na progu kobiecości, i z większą albo mniejszą dozą pewności można przypuszczać, że ich uczucia, doświadczenia, wyznawane (dość podobne) wartości były w młodości udziałem samych autorek. Różnice, to cała reszta. Pewnie nigdy nie zestawiłabym ze sobą tych dwóch książek, gdyby nie to, że czytałam jedną po drugiej. Doris Lessing oferuje czytelnikowi poważne i wyjątkowo celne studium dorastania nastoletniej dziewczyny (nie piszę więcej na ten temat, bo kto chce, może zajrzeć do odpowiedniej notki), Czajka-Stachowicz natomiast potraktowała ten sam temat zupełnie inaczej, serwując nam roztrzepanie radosną paplaninę. Jej powieść ma swój urok, jak raz nadaje się na wakacje, ale próżno byłoby dopatrywać się w niej jakichkolwiek głębszych wartości.

Bohaterka Króla węży i salamandry (alter ego autorki) wchodzi w dorosłość w fascynującym z historycznego punktu widzenia czasie, gdy Polska po ponad stu latach odzyskuje niepodległość, ale niewiele w powieści odniesień do tych wydarzeń, które pobrzmiewają gdzieś tam w tle, na drugim planie. Autorka skupiła się na rodzinnych, szkolnych i wczesno-miłosnych perypetiach głównej bohaterki, tworząc historyjki i epizody zazwyczaj radosne i sympatyczne, okraszone humorem jak z przedwojennych komedii, ale miejscami trochę bzdurne i tak nieprawdopodobne, że nawet (niezamierzenie zapewne) karykaturalne. Taki po prostu był styl pisania Czajki-Stachowicz – lekki, może nawet nieco naiwny, żeby nie powiedzieć, że infantylny, ale optymistyczny i nacechowany energią i umiłowaniem życia. I to chyba zapewniło autorce wielką poczytność w latach sześćdziesiątych. A skąd brał się taki sposób pisania, dowiedziałam się z biografii Czajki, ale o tym napiszę już w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...