Dom Wydawniczy TOTUS, Warszawa 1992
214 stron
Caryca
Katarzyna Wielka to jedna z najpotężniejszych i jednocześnie
najbardziej kontrowersyjnych postaci kobiecych w historii nowożytnej.
Do dziś opinie o niej są podzielone, i to zarówno te dotyczące
sposobu dojścia przez nią do władzy i tego, jak tę władzę
sprawowała. Dla jednych Katarzyna II to mecenaska myśli
oświeceniowej i szerzycielka postępu, monarchini - choć z
urodzenia Niemka - w pełni oddana swojej nowej ojczyźnie Rosji. Dla
innych to bezwzględna imperatorowa, która doszła do tronu dzięki
politycznemu morderstwu, a i później nie wahała się przed
sięganiem po krwawe metody rozprawiania się z politycznymi
przeciwnikami.
Historii
panowania Katarzyny II pikanterii dodaje też jej życie prywatne, a
ściślej mówiąc – miłosne. Jej rozpasana seksualność obrosła
już legendami, nie zawsze prawdziwymi, ale też nie tak zupełnie
bezpodstawnymi; to za jej czasów faworytyzm stał się instytucją
państwową, a urzędowe stanowisko „osobistego adiutanta Jej
Cesarskiej Mości”, potocznie zwanego „wriemieńszczykiem” (od
rosyjskiego: wriemia – czas) obsadzane było oficjalnie i
piastowało je kolejno dziesięciu faworytów, z których kilku
doszło do wysokich godności i posiadało faktyczną potężną
władzę, zaś wszyscy potężnie się na tej funkcji wzbogacili.
Niemniej jednak i w tej dziedzinie zwolennicy Katarzyny znajdują
argumenty mające nadać ludzką twarz owemu wyuzdanemu stylowi życia
cesarzowej i przedstawiają ją jako dziewczynę nieszczęśliwą w
zaaranżowanym, dynastycznym małżeństwie, przez całe życie
spragnioną i poszukującą miłości.
To
właśnie oferta Znaku zainspirowała mnie, żeby sięgnąć po
mojego prywatnego półkownika, czyli Katarzynę II carycę Rosji
- romans historyczny Eugeniusza Zabela. Nowość to nie jest i
wcale nie dlatego, że tyle lat stała na mojej półce, iż niemal
do niej przyrosła, ale dlatego, że napisana została kilkadziesiąt
lat temu, a przetłumaczona na polski w latach trzydziestych
ubiegłego wieku. Pomimo czasu, jaki upłynął od jej napisania, nie
miałam jednak wrażenia, aby „trąciła myszką”. I to właściwie
jedyna dobra rzecz, jaka mogę powiedzieć o tej książce.
Akcja
powieści rozpoczyna się w dniu, gdy na zamek w miasteczku Zerbst
przybywa kurier z listem od cesarzowej Elżbiety, a kończy zaledwie
czternaście lat przed śmiercią Katarzyny Wielkiej. Na początku
poznajemy dziewczynę dojrzałą jak na swój wiek, pragnącą zostać
monarchinią wielkiego kraju i dążącą do tego w sposób świadomy,
a jednocześnie jak najbardziej godny. Zabel starał się
przedstawić Katarzynę w jak najkorzystniejszym świetle, wskazując
zawsze prawe i szlachetne motywy jej nie zawsze godziwych postępków.
Nie przejmował się przy tym zbytnio regułami obowiązującymi
historyków i opisał życie swojej bohaterki niespecjalnie
przejmując się prawdą historyczną, a skupiając się bardziej na
wydarzeniach i interpretacjach atrakcyjnych dla czytelnika powieści,
a nie biografii. Z drugiej zaś strony, chcąc pokazać
przekrojowo całe życie cesarzowej, a nie ograniczyć się wyłącznie
do jednego z jej romansów, nie mógł uczynić wątkiem głównym
miłosnych perypetii swojej bohaterki. W efekcie powstała jakaś
efemeryda, która nie jest ani książką historyczną, ani romansem,
a podtytuł „romans historyczny” wydaje się być nadużyciem.
Całość ratuje dopisany przez tłumacza prof. Tadeusza
Dropiowskiego ostatni rozdział i właściwie to żałowałam, że
nie napisał on całej tej książki od nowa.
Jeśli
miałabym komuś polecać tę książkę, to na pewno nie osobom,
które nic albo niewiele wiedzą o Katarzynie II, ale raczej tym,
którzy niejedno już o niej przeczytali i są zafascynowani tą
niebanalną, nietuzinkową kobietą; dla takich osób książka może
stanowić uzupełniającą ich wiedzę ciekawostkę, napisaną przez
przychylnego cesarzowej rodaka, a nawet więcej - krewnego, który
twierdził, że miał dostęp do jej pamiętnika, prowadzonego ponoć
do czasu objęcia przez nią tronu i w ostatniej chwili ocalonego od
spalenia (co znalazło swoje odzwierciedlenie w powieści).
Lubię takie ostrzeżenia. Czytałam kilka recenzji książki Ewy Stachniak - dość entuzjastycznych i być może na fali zainteresowania książkami z historią w tle popełniłabym ten błąd wypożyczając z biblioteki (półka z biografiami i książkami historycznymi należy do moich ulubionych). Ale Twoja recenzja pozwoliła mi wyrobić sobie zdanie, że ta książka strasznie by mnie znudziła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że opisując niezbyt pochlebnie książkę Zabela nie odwiodłam Cię przy okazji od przeczytania powieści Ewy Stachniak, jeśli miałaś taką ochotę. Ja też widziałam o "Grze o władzę" dobre recenzje i jeśli będę miała okazję, to po nią sięgnę, liczę, że będzie o niebo lepsza od tego "romansu historycznego".
UsuńNo nie- czytając recenzję jednej książki nie przekreślam z tego powodu innej na podobny temat :) Jak trafi do biblioteki to wypożyczę :)
UsuńOdkąd poruszam się po blogowisku, zdecydowanie bardziej przyglądam się okładkom. Okładka książki Ewy Stachniak jest przepiękna i przyznaję, że to głównie ona zachęca mnie do lektury.
OdpowiedzUsuńCo do książki Zabela, to nie jestem pewna, czy to rzecz dla mnie. Zwłaszcza, że o Katarzynie wielkiej wiem tyle co nic.
mnie tez podoba się ta okładka, choć zazwyczaj niespecjalnie zwracam uwagę na okładki. poza tym rok temu na własnej skórze przekonałam się, jak bardzo mogą wprowadzić w błąd. Chodziło o książkę Minaret Leili Abouleli.
UsuńA o Katarzynie II wiedziałam nieco głównie z filmów dokumentalnych na programach z "Historią" w tytule. Moim zdaniem to fascynująca postać, ale opierając się tylko na powieści Zabela pewnie bym tak nie myślała.