Krzysztof
Varga
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2002
120 stron
„Gruby nie żyje. To nawet niezły tytuł na numer. Tylko ksywka słaba. Bóg nie żyje. Nicze nie żyje, Dżejms Din nie żyje, Sid Wiszjus nie żyje, to wszystko jakoś brzmi, ale jak brzmi „Gruby nie żyje”? Jak najbardziej prymitywny trzyakordowy numer. Nawet nie, dobry, trzyakordowy numer to już jest coś, ale „Gruby nie żyje” nie brzmi dobrze, brzmi beznadziejnie. Numer musi brzmieć dobrze, jakoś kręcić, żeby ruszyć publikę, muzyka to parowóz piosenki, a tekst to węgiel, bez węgla numer nie pojedzie. A tu co, wychodzimy i gramy kawałek „Fetbojsisded”? Publika zdechnie ze śmiechu. Poleją się. Nikt nas nie będzie traktował poważnie. Jak nas nie wygwiżdżą, albo nie każą spierdalać, to będą się brechtać, nie wiem, co gorsze. Już wolę, żeby mnie opluli, niż żeby się śmiali. A po takim numerze nie oplują mnie, tylko oleją. W dodatku można śpiewać o jakichś bohaterskich trupach, ale o własnym pałkerze to jakoś bez sensu. O Czegewarze można nawet śpiewać, chociaż to śmieszne po prostu, dziecinada, ale jak ktoś się uprze, proszę bardzo, niech se śpiewa. (…) No, można śpiewać nawet o Czarlsie Mansonie i Dejwidzie Koreszu, jak ktoś chce, ale o Grubym? Nie wiem, czy była na świecie bardziej niepiosenkowa postać niż Gruby”1
Takie
rozważania snuje narrator Tequili, lider i tekściarz zespołu
grającego muzykę alternatywną – bendu z artystycznymi
pretensjami. Dźwiga w pogrzebowym orszaku trumnę z Grubym i na swój
sposób wspomina zmarłego kolegę. Wścieka się, że dał się
wrobić w to dźwiganie, że Gruby taki ciężki, że pogrzeb tak
długo trwa, inni pewnie dawno się zerwali, a on na kacu musi iść
do końca. Wspomina scenki z tras koncertowych, z dotychczasowego
luzackiego życia, mijającego głównie na gigach, imprezkach, piciu
i przygodnym seksie. Trochę snuje plany na przyszłość, trochę
analizuje swoją artystyczną karierę. W tych rozważaniach nie
oszczędza nikogo, ani członków zespołu, ani ludzi z wytwórni
płytowej, dowala równo innym bendom, dziennikarzom muzycznym,
fanom. Jednym słowem: dla każdego coś niemiłego. Nawet o sobie
nie jest najlepszego zdania. Zawsze starał się być niezależny,
indipendent, bezkompromisowy, uprawiać prawdziwą sztukę:
„Artysta musi być wolny, bo inaczej nie jest artystą”2
ale nie zawsze mu się to udawało (jak choćby wtedy, gdy zespół
postanowił przyjąć nagrodę Frankensztajna).
Cała
książka to jeden wewnętrzny monolog narratora, miejscami zabawny,
miejscami dołujący, ale szczery do bólu. Dostaje się każdemu, bo
w końcu każdy na coś się pozuje, coś udaje, tworzy swój imydź,
żeby wydać się ciekawszym, lepszym, wyjątkowym. Varga bezbłędnie
wypunktowuje małe i wielkie fałsze, demaskuje pozerstwo, wykpiwa,
pokazuje w krzywym zwierciadle wszystkie te modne pozy. Nieważne,
czy szpanują pieniędzmi (ci chyba obrywają najwięcej), czy ich
brakiem, czy pozują na znawców sztuki, czy przyjaciół zwierząt,
obrywa się wszystkim. I nie ma chyba nikogo, kto byłby sobą. No,
może Gruby, ale on był luzerem, facetem przegranym już od
urodzenia, kimś, kto w tym skomercjalizowanym, konsumpcyjnie
nastawionym świecie nie zasługuje po śmierci nawet na piosenkę
własnego bendu.
Ciekawy,
powiedziałabym nawet, że fascynujący, jest też język tej
książki. Czuje się, że Varga świetnie się bawił pisząc
Tequilę. Pomijam już, że cała napisana jest slangiem,
czyli poniekąd unikatowo w polskiej literaturze, ale ta fonetyczna
pisownia wyrazów obcojęzycznych, te nawiązania do literatury w
tytułach płyt i piosenek („Wściekłość i wrzask”, „Ucieczka
od wolności”, „Jądro ciemności”) i nazwach zespołów
(Pigmalion, Nędznicy, Nadzy i martwi) albo klubo-knajp (Rzeźnia nr
5), są jak jakaś gra z czytelnikiem: czy to podtekst, czy ma ukryte
znaczenie, czy to ciąg dalszy obrazoburstwa, kontynuacja satyry na
ten społeczny snobizm, będącej treścią Tequili. A może
te tytuły nie znaczą nic? Albo są tylko kpiną z czytelnika, który
się będzie zastanawiał nad ich znaczeniem, bo jest jednym z tych
obśmianych w Tequili, czyli snobem pozującym na najlepiej
rozumiejącego literaturę?
Świetna
książka, w 2002 była nominowana do nagrody Nike, zwyciężyła
wówczas W ogrodzie pamięci, być może zasłużenie, ale i
wybranie Tequili nie byłoby nieporozumieniem.
1s.
42-43.
2s.
14.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten zacytowany fragment... :D
OdpowiedzUsuńCo do Twojego komentarza u nas: postaramy się coś w blogu skrobnąć, ale nie wiem, czy nie zostawimy tego na później, bo już teraz nie starcza nam czasu na zrobienie nowego posta... ;) Mamy straszne urwanie głowy, a po ślubie nie będzie lepiej, bo wyjeżdżamy w kilka dni po weselu, więc będziemy musieli się spakować na wyjazd, a poza tym pozałatwiać trochę urzędowych formalności i pooopłacać wszystkie poweselne rachunki... ;) No ale na pewno prędzej czy później zrobimy jakiś wpis z fotkami ślubnymi i plenerowymi! :)
Ten fragment nie jest odosobniony, cała książka jest taka.
UsuńA odnośnie do dalszej części komentarza, to wpisałam się na Waszym blogu. Życzę Wam, aby przygotowania poszły jak najsprawniej, a uroczystość i podróż poślubna wypadły tak, jak sobie wymarzyliście.
Słyszałam dosyc sprzeczne opinie o tej książce, ale Twoja recenzja jest świetna, zachęca do przeczytania:)
OdpowiedzUsuńTeż trafiałam na odmienne opinie, niektórym nie odpowiadał język użyty przez autora, ale w końcu nie każdemu musi podobać się to samo. Mnie akurat Tequila bardzo się podobała.
UsuńCzytałam i od razu, jak tylko zaczęłam, język mi się spodobał. Wlazłam po prostu do głowy narratora, usiadłam wygodnie i słuchałam. Z tej perspektywy cała powieść wypadła znakomicie!
OdpowiedzUsuńMnie też spodobała się od pierwszej sceny. I język, i treść. Zaraz na początku pomyślałam sobie, że autor świetnie wychwycił,czym większość ludzi tak naprawdę zajmuje się na pogrzebach. Zresztą cala książka jest wg mnie bardzo trafnym obnażeniem prawdziwych ludzkich zachowań.
UsuńCzytałam tylko "Nagrobek z lastryko", też zresztą nominowane do Nike. Nie zachwyciło mnie aż tak, żeby szukać innych książek autora, ale skoro mówisz, że warto, to może któregoś dnia przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńA ja przymierzam się do "Trocin", ale raczej audiobooka. Słyszałam fragmenty w radiu i bardzo mi się podobały, wykonanie lektora też.
UsuńJa jakoś nie mogę się przekonać do audiobooków. Nie potrafię się skupić na słuchaniu. :(
UsuńTeż nie jestem jeszcze przekonana, to byłoby moje trzecie podejście i tylko dlatego, że słyszałam fragmenty i odpowiadało mi, jak są czytane.
UsuńCzytałam tę książkę już jakiś czas temu i nie pamiętam dokładnie fabuły, aczkolwiek wiem tyle, że nie za bardzo przypadła mi do gustu. Możliwe, iż teraz spodobałaby mi się, jednak nie wiem czy wrócę do niej, żeby to sprawdzić.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo rzadko wracam do książek niegdyś przeczytanych i pamiętanych tylko z tego, że nie bardzo mi się podobały. Jest tyle nowych do odkrycia, że szkoda czasu na tego typu powroty. Zwłaszcza, że nie masz żadnej gwarancji, iż obecnie spodoba Ci się bardziej, są przecież bardzo różne opinie na jej temat, a mój gust nie musi być zbieżny z Twoim :)
UsuńBardzo chcę przeczytać ta książkę, ale oczywiście u mnie w bibliotece jej nie ma!!! Chlip chlip :(
OdpowiedzUsuńSzkoda rzeczywiście. A może spróbuj poszukać w innych bibliotekach w okolicy (sporo bibliotek ma już katalogi dostępne przez internet).
Usuń