Rani Manicka
Świat Książki, Warszawa 2003
479 stron
Zupełnie
inną wizję przyszłości rozpościerała swatka przed matką
Lakszmi, gdy kojarzyła małżeństwo czternastolatki z niemal ćwierć
wieku starszym od niej wdowcem. Dziewczynkę miało czekać
beztroskie życie u boku bogatego męża, ale rzeczywistość okazała
się zupełnie inna, i to już od pierwszego dnia, gdy Aja przywiózł
z Cejlonu swą świeżo poślubioną małżonkę do domu na Malajach.
Zamiast okazałej rezydencji czekała na nią uboga, drewniana,
zaniedbana chatka na palach, a mąż okazał się być nie żadnym
bogaczem, ale słabo opłacanym urzędnikiem, niezaradnym życiowo
niezgułą pomijanym w biurowych awansach, w dodatku tonącym w
długach narobionych jeszcze przed ślubem. Lakszmi, choć głęboko
nieszczęśliwa, nie poddaje się jednak, zresztą nie ma już
odwrotu. Zaprowadza w domu swoje porządki, spłaca długi, powoli
wychodzi na prostą. Mimo bardzo młodego wieku szybko przejmuje rolę
głowy rodziny. Na świecie pojawiają się dzieci, pierworodny
Lakszmana i jego cudowna bliźniaczka Mohini, a później, rok po
roku, następna czwórka. Dzieci stają się dla Lakszmi sensem
życia, mają być dla niej rekompensatą za własne stracone szanse.
Wprawdzie nie wszystkie są jednakowo udane, ale bliźniaki to
prawdziwy powód do dumy dla obojga rodziców, obiekt ich największej
miłości i nadzieja na lepszą przyszłość.
Wybuch
wojny, a wraz z nią nadejście japońskiej okupacji, to trudny i
okrutny czas dla Malezyjczyków. Ale Lakszmi i wówczas potrafi
odnaleźć się w tym groźnym świecie, znaleźć sposoby, aby
wyżywić rodzinę i ochronić dzieci. Aż któregoś dnia, właściwie
już po wojnie i podpisaniu kapitulacji przez Japonię, na rodzinę
spada wielkie nieszczęście. Lakszmi nie jest w stanie mu zapobiec,
choć w obronie swego dziecka posuwa się nawet do czynu
niegodziwego. Tragedia, jaką jest śmierć wrażliwej, dobrej i
pięknej Mohini, odciśnie piętno na całej rodzinie, aż po
następne pokolenia.
Czy jednak
rzeczywiście losy członków rodziny potoczyłyby się inaczej,
gdyby nie doszło do tego nieszczęścia? A może przyczyna
niepowodzeń potomków Lakszmi tkwi w niej samej? Lakszmi, jak
uosobienie czczonej w południowo-wschodniej Azji bogini, mitycznej
Matki Ryżu, jest spoiwem rodziny, jej ostoją. Ale skupiona na walce
o byt nie potrafi okazać uczuć swoim bliskim, nie potrafi kochać
ich „mimo wszystko”, jej miłość należy się „za coś”.
Złaknione jej aprobaty dzieci, nie mogąc podołać jej wymaganiom,
reagują różnie, jedne potulnie, inne buntem. Żyją z brzemieniem
winy, jedne dlatego, że wybrały własną drogę, inne – te
posłuszne woli matki – że nie sprostały jej nadziejom. Ale
wszystkie przeświadczone, że ją zawiodły, że nie spełniły
oczekiwań tej rodzinnej bogini. Po latach Sevenese, drugi syn
Lakszmi powie do jej wnuczki Dimple:
„Na Bali jej ﴾Matki Ryżu﴿ duch żyje w kukłach uplecionych z wiązek ryżu. Z drewnianego tronu w rodzinnym spichlerzu strzeże obfitych plonów, które dzięki niej zebrano na ryżowiskach. Jest tak święta, że grzesznikom nie wolno przed nią stanąć ani uszczknąć choćby jednego ziarenka z jej figurki. (…) W tym domu Matką Ryżu jest twoja babka. Jest strażniczką snów. Patrz uważnie, to zobaczysz: siedzi na drewnianym tronie i w silnych rękach trzyma wszystkie nasze nadzieje i marzenia, małe i duże, twoje i moje.”1
Matka
Ryżu to niemal do końca pięknie opowiedziana saga rodzinna,
rozpoczynająca się w 1930 roku, a kończąca już na początku tego
wieku. Powieść skonstruowana jest w formie wspomnień
poszczególnych członków rodziny, utrwalanych na taśmach
magnetofonowych przez Dimple, wnuczkę Lakszmi, a później
prawnuczkę Nišę.
Wielość narratorów daje ciekawy efekt w postaci spojrzenia na
poszczególne wydarzenia oczami różnych ich uczestników, przez co
czytelnik otrzymuje wielowymiarowy obraz tego, co spotkało tę
rodzinę.
Pewnym
zgrzytem była dla mnie wprawdzie końcówka powieści, w której
opisane są losy wnuczki i prawnuczki Lakszmi, odbiegająca na
niekorzyść poziomem do pierwszych trzystu stron, miejscami wręcz
trącąca harlequinem. Ale być może to tylko moje subiektywne
odczucie. W końcu życie pisze różne najbardziej nieprawdopodobne
scenariusze, lecz umieszczanie takich w powieściach, podobnie jak
pompatyczność niektórych sformułowań, nieco mnie razi. Jest to
jednak drobna niedogodność w zestawieniu z licznymi pozytywami tej
książki.
Jednym z
takich pozytywów jest tło opowiadanej historii. Egzotyczny obraz
wielokulturowego kraju, w którym toczy się akcja książki,
przyciąga jak magnes. Autorka bardzo interesująco, a jednocześnie
jakby mimochodem, sportretowała malezyjską społeczność,
zróżnicowaną obyczajowo, religijnie, językowo, a mimo to żyjącą
w (stosunkowo) zgodnej koegzystencji. Dla osób funkcjonujących w
multikulturowych społeczeństwach ta cecha powieści nie będzie
pewnie niczym szczególnie atrakcyjnym, ale dla mnie jest to walor;
owo przenikanie się zwyczajów, mentalności, wyznań.
Największą
jednak zaletą książki jest dla mnie to, że autorka wzięła na
warsztat historię właściwie zupełnie zwyczajnej rodziny i swoim
talentem uczyniła jej losy niepospolitymi, fascynującymi, w pewnym
stopniu nawet magicznymi. Gdyby odrzeć tę opowieść z czaru
nadanego jej pisarstwem Manickiej, zostałaby historia nie różniąca
się niczym od tych, jakie były udziałem wielu malezyjskich rodzin.
I nie tylko malezyjskich. Iluż z nas mogłoby napisać taką sagę o
własnych korzeniach, gdyby tylko wystarczyło nam chęci i talentu.
Jak niezwykłe i ciekawe mogłyby okazać się choćby losy naszych
własnych przodków, gdyby tylko ktoś potrafił ukazać je w takim
świetle, jak zrobiła to Rani Manicka. Opowiadane zwykłymi słowami
wydają się nudne, nijakie, przeciętne, ale czyż pod utalentowanym
piórem nie przerodziłyby się w cudowne rodzinne sagi?
1s.
317.
Bardzo lubię książki tego typu, egzotyczne sagi i rodzinne tajemnice. Lekturę "Matki ryżu" bardzo mile wspominam. Zakończenie jakoś mi nie przeszkadzało. :)
OdpowiedzUsuńhttp://soy-como-el-viento.blogspot.com
I ja też będę tę książkę dobrze wspominać.
UsuńA co do zakończenia, a właściwie ostatnich ok. stu kilkudziesięciu stron, to po prostu miałam odczucie, jakby ktoś inny wymyślał w tej końcówce część fabuły. Nie mogę napisać konkretniej, bo już i tak w notce dużo wygadałam z treści książki, ale mam na myśli przebieg małżeństwa Dimple. Jednak ogólnie powieść jako całość uważam za bardzo dobrą.
Aż tak szczegółowo nie pamiętam. Jednak szybkie czytanie ma ten minus, że szczegóły szybko się zacierają. :(
UsuńFajnie tu u Ciebie. Sporo z tych recenzowanych przez Ciebie książek albo czytałam, albo bardzo bym chciała. :)
Miło mi to czytać. Zwłaszcza, że ktoś mi niedawno powiedział, że książki, które czytam, większość ludzi omija szerokim łukiem :)
Usuń