środa, 18 lipca 2012

Matka Ryżu


Rani Manicka
Świat Książki, Warszawa 2003
479 stron

Zupełnie inną wizję przyszłości rozpościerała swatka przed matką Lakszmi, gdy kojarzyła małżeństwo czternastolatki z niemal ćwierć wieku starszym od niej wdowcem. Dziewczynkę miało czekać beztroskie życie u boku bogatego męża, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna, i to już od pierwszego dnia, gdy Aja przywiózł z Cejlonu swą świeżo poślubioną małżonkę do domu na Malajach. Zamiast okazałej rezydencji czekała na nią uboga, drewniana, zaniedbana chatka na palach, a mąż okazał się być nie żadnym bogaczem, ale słabo opłacanym urzędnikiem, niezaradnym życiowo niezgułą pomijanym w biurowych awansach, w dodatku tonącym w długach narobionych jeszcze przed ślubem. Lakszmi, choć głęboko nieszczęśliwa, nie poddaje się jednak, zresztą nie ma już odwrotu. Zaprowadza w domu swoje porządki, spłaca długi, powoli wychodzi na prostą. Mimo bardzo młodego wieku szybko przejmuje rolę głowy rodziny. Na świecie pojawiają się dzieci, pierworodny Lakszmana i jego cudowna bliźniaczka Mohini, a później, rok po roku, następna czwórka. Dzieci stają się dla Lakszmi sensem życia, mają być dla niej rekompensatą za własne stracone szanse. Wprawdzie nie wszystkie są jednakowo udane, ale bliźniaki to prawdziwy powód do dumy dla obojga rodziców, obiekt ich największej miłości i nadzieja na lepszą przyszłość.
Wybuch wojny, a wraz z nią nadejście japońskiej okupacji, to trudny i okrutny czas dla Malezyjczyków. Ale Lakszmi i wówczas potrafi odnaleźć się w tym groźnym świecie, znaleźć sposoby, aby wyżywić rodzinę i ochronić dzieci. Aż któregoś dnia, właściwie już po wojnie i podpisaniu kapitulacji przez Japonię, na rodzinę spada wielkie nieszczęście. Lakszmi nie jest w stanie mu zapobiec, choć w obronie swego dziecka posuwa się nawet do czynu niegodziwego. Tragedia, jaką jest śmierć wrażliwej, dobrej i pięknej Mohini, odciśnie piętno na całej rodzinie, aż po następne pokolenia.

Czy jednak rzeczywiście losy członków rodziny potoczyłyby się inaczej, gdyby nie doszło do tego nieszczęścia? A może przyczyna niepowodzeń potomków Lakszmi tkwi w niej samej? Lakszmi, jak uosobienie czczonej w południowo-wschodniej Azji bogini, mitycznej Matki Ryżu, jest spoiwem rodziny, jej ostoją. Ale skupiona na walce o byt nie potrafi okazać uczuć swoim bliskim, nie potrafi kochać ich „mimo wszystko”, jej miłość należy się „za coś”. Złaknione jej aprobaty dzieci, nie mogąc podołać jej wymaganiom, reagują różnie, jedne potulnie, inne buntem. Żyją z brzemieniem winy, jedne dlatego, że wybrały własną drogę, inne – te posłuszne woli matki – że nie sprostały jej nadziejom. Ale wszystkie przeświadczone, że ją zawiodły, że nie spełniły oczekiwań tej rodzinnej bogini. Po latach Sevenese, drugi syn Lakszmi powie do jej wnuczki Dimple:
„Na Bali jej ﴾Matki Ryżu﴿ duch żyje w kukłach uplecionych z wiązek ryżu. Z drewnianego tronu w rodzinnym spichlerzu strzeże obfitych plonów, które dzięki niej zebrano na ryżowiskach. Jest tak święta, że grzesznikom nie wolno przed nią stanąć ani uszczknąć choćby jednego ziarenka z jej figurki. (…) W tym domu Matką Ryżu jest twoja babka. Jest strażniczką snów. Patrz uważnie, to zobaczysz: siedzi na drewnianym tronie i w silnych rękach trzyma wszystkie nasze nadzieje i marzenia, małe i duże, twoje i moje.”1

 
Matka Ryżu to niemal do końca pięknie opowiedziana saga rodzinna, rozpoczynająca się w 1930 roku, a kończąca już na początku tego wieku. Powieść skonstruowana jest w formie wspomnień poszczególnych członków rodziny, utrwalanych na taśmach magnetofonowych przez Dimple, wnuczkę Lakszmi, a później prawnuczkę Nišę. Wielość narratorów daje ciekawy efekt w postaci spojrzenia na poszczególne wydarzenia oczami różnych ich uczestników, przez co czytelnik otrzymuje wielowymiarowy obraz tego, co spotkało tę rodzinę. 
 
Pewnym zgrzytem była dla mnie wprawdzie końcówka powieści, w której opisane są losy wnuczki i prawnuczki Lakszmi, odbiegająca na niekorzyść poziomem do pierwszych trzystu stron, miejscami wręcz trącąca harlequinem. Ale być może to tylko moje subiektywne odczucie. W końcu życie pisze różne najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, lecz umieszczanie takich w powieściach, podobnie jak pompatyczność niektórych sformułowań, nieco mnie razi. Jest to jednak drobna niedogodność w zestawieniu z licznymi pozytywami tej książki. 
 
Jednym z takich pozytywów jest tło opowiadanej historii. Egzotyczny obraz wielokulturowego kraju, w którym toczy się akcja książki, przyciąga jak magnes. Autorka bardzo interesująco, a jednocześnie jakby mimochodem, sportretowała malezyjską społeczność, zróżnicowaną obyczajowo, religijnie, językowo, a mimo to żyjącą w (stosunkowo) zgodnej koegzystencji. Dla osób funkcjonujących w multikulturowych społeczeństwach ta cecha powieści nie będzie pewnie niczym szczególnie atrakcyjnym, ale dla mnie jest to walor; owo przenikanie się zwyczajów, mentalności, wyznań.

Największą jednak zaletą książki jest dla mnie to, że autorka wzięła na warsztat historię właściwie zupełnie zwyczajnej rodziny i swoim talentem uczyniła jej losy niepospolitymi, fascynującymi, w pewnym stopniu nawet magicznymi. Gdyby odrzeć tę opowieść z czaru nadanego jej pisarstwem Manickiej, zostałaby historia nie różniąca się niczym od tych, jakie były udziałem wielu malezyjskich rodzin. I nie tylko malezyjskich. Iluż z nas mogłoby napisać taką sagę o własnych korzeniach, gdyby tylko wystarczyło nam chęci i talentu. Jak niezwykłe i ciekawe mogłyby okazać się choćby losy naszych własnych przodków, gdyby tylko ktoś potrafił ukazać je w takim świetle, jak zrobiła to Rani Manicka. Opowiadane zwykłymi słowami wydają się nudne, nijakie, przeciętne, ale czyż pod utalentowanym piórem nie przerodziłyby się w cudowne rodzinne sagi?

1s. 317.

4 komentarze:

  1. Bardzo lubię książki tego typu, egzotyczne sagi i rodzinne tajemnice. Lekturę "Matki ryżu" bardzo mile wspominam. Zakończenie jakoś mi nie przeszkadzało. :)

    http://soy-como-el-viento.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja też będę tę książkę dobrze wspominać.
      A co do zakończenia, a właściwie ostatnich ok. stu kilkudziesięciu stron, to po prostu miałam odczucie, jakby ktoś inny wymyślał w tej końcówce część fabuły. Nie mogę napisać konkretniej, bo już i tak w notce dużo wygadałam z treści książki, ale mam na myśli przebieg małżeństwa Dimple. Jednak ogólnie powieść jako całość uważam za bardzo dobrą.

      Usuń
    2. Aż tak szczegółowo nie pamiętam. Jednak szybkie czytanie ma ten minus, że szczegóły szybko się zacierają. :(

      Fajnie tu u Ciebie. Sporo z tych recenzowanych przez Ciebie książek albo czytałam, albo bardzo bym chciała. :)

      Usuń
    3. Miło mi to czytać. Zwłaszcza, że ktoś mi niedawno powiedział, że książki, które czytam, większość ludzi omija szerokim łukiem :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...