Jaume Sanllorente
Świat Książki, Warszawa 2010
189 stron
Ocena 5/6
Gdyby dziesięć lat temu ktoś powiedział Jaumemu Sanllorente, jak potoczy się jego życie, pewnie obśmiałby się z niedowierzaniem. Ten trzydziestopięcioletni dziś Hiszpan był wówczas dziennikarzem w czasopiśmie ekonomicznym, a w weekendy dorabiał w jednej z najlepszych restauracji w Barcelonie. Ale widocznie co innego było mu przeznaczone. W 2004 roku założył fundację „Uśmiechy Bombaju” zajmującą się hinduskimi dziećmi, osieroconymi albo z ubogich rodzin, i prowadzi ją do dziś. W książce, której dał tytuł od nazwy swojej fundacji, opisuje, jak doszło do tego niezwykłego zwrotu w jego życiu. Tym bardziej niespodziewanego, że lubił swoje dotychczasowe życie i nie zamierzał go zmieniać.
Przypadek sprawił, że na cel swoich długo odkładanych wakacji wybrał Indie: pojechał zwiedzić Delhi, Dżajpur, Agrę i Waranasi. Początkowo ten kraj go przerażał, ci otaczający go wszędzie żebracy, setki półnagich dzieci, bawiących się odpadkami, masy bezpańskich psów. W Nepalu spotkał się z założycielką organizacji pomocowej, ratującej dziewczynki przed prostytucją. To było jego pierwsze zetknięcie się z organizacją charytatywną i wywołało wyrzuty sumienia, że tak długo pozostawał obojętny na ludzką niedolę.
Po powrocie Indie nie dawały mu spokoju, po kilku miesiącach znów pojechał, tym razem do Bombaju. Zaczął odwiedzać dzielnice slamsów, do których nie zapuszczają się nie tylko turyści, ale nie chcą tam jeździć nawet taksówkarze. Opisy tego, co zobaczył, są po prostu wstrząsające, szokujące dla nas Europejczyków. I ogarnęło go, jak pisze: „dziwne poczucie odpowiedzialności za całą tę nędzę, na którą tak niewiele mogłem poradzić”1. Ostatniego dnia przed wyjazdem postanowił jeszcze odwiedzić jakiś sierociniec, żeby później, w Hiszpanii, napisać artykuł i przynajmniej w ten sposób spróbować pomóc. Los chciał, że trafiło na sierociniec, któremu grodziła likwidacja. Wtedy podjął decyzję, że musi te dzieciaki uratować przed powrotem na ulicę i do bombajskich burdeli.
Niesamowite, że dwudziestoośmioletni facet postanowił w jednej chwili rzucić całe swoje dotychczasowe wygodne życie, sprzedać wszystko, co miał, znaleźć sponsorów i zarejestrować fundację. Wszystko działo się w zawrotnym tempie, pod presją czasu, bo każdy dzień przybliżał dzieciaki z sierocińca do ponownej bezdomności. Ale udało się, fundacja okazała się większym sukcesem, niż początkowo planował, nie tylko rozbudowała sierociniec, ale założyła i prowadzi szkoły dla dzieci z ubogich rodzin. Jaume przeniósł się do Indii na stałe i osobiście na miejscu zajął się działalnością organizacji. Zapłatą są dla niego uśmiechy dzieci.
Nie obyło się oczywiście bez problemów, czy to ze strony władz, czy to przestępców czerpiących dochody z dziecięcej prostytucji, ale też ze strony miejscowej społeczności i nauczycieli.
W książce są momenty i dramatyczne i wzruszające i zabawne. Czyta się ją świetnie. Nie jest to może wielka literatura, ale wszystkie braki wynagradza wielkie serce autora. Teraz, gdy wiele mówi się o rozmaitych wypaczeniach towarzyszących działalności charytatywnej (weźmy choćby głośną ostatnio książkę Lindy Polman Karawana kryzysu), warto przeczytać Uśmiechy Bombaju, bo naprawdę krzepią i przywracają nadwątloną wiarę w ludzką bezinteresowność. Zresztą autor musi być świadomy owych opinii na temat organizacji dobroczynnych, bo nie raz podkreśla i kładzie nacisk na transparentność działań, dokumentów i rachunków fundacji, ale również na przejrzystość swojego własnego postępowania, aby uniknąć podejrzeń o jakieś inne intencje niż tylko pomoc dzieciom. Z tego, na co trafiłam w internecie, również wynika, że fundacja „Uśmiechy Bombaju” prowadzona jest wzorcowo, z dbałością o minimalizowanie kosztów własnych, tak aby jak najwięcej środków pozyskiwanych od sponsorów przeznaczać na podstawowe cele.
Polecam gorąco „Uśmiechy Bombaju”, bo od tej lektury aż się cieplej robi na sercu, że są jeszcze tacy ludzie jak Jaume Sanllorente.
1s. 41.
Jaume przywraca wiarę w ludzką bezinteresowność :)
OdpowiedzUsuńMusze też koniecznie sięgnąć po tę książkę, którą aktualnie czytasz :) Już wypatrzyłam na allegro ;)
Isabelle
OdpowiedzUsuńNie wiem, ile za nią chcą na allegro, ale mnie udało się znaleźć ją w bibliotece. To stare wydanie, któraś z bibliotek w Twoim mieście też pewnie ją ma.
Bloga dotychczas nie znałam, ale chętnie poznaję. Dodam do linków w moim blogu! :)
OdpowiedzUsuńCo do książki: recenzja mnie przyciągnęła, bo kupiłam książkę w tamtym tygodniu, a wczoraj ją dostałam. Skusiły mnie do jej przeczytania właśnie niektóre recenzje, a do tego niska cena tego dziełka w KDC.pl... ;) Na pewno przeczytam i napiszę recenzję w moim blogu, bo skoro to książka o podróży do Indii - tematyka mi pasuje... ;) Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ją czytać! :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie w wolnym czasie:
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/
Sol
Sol
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie. byłam i nadal będę korzystać i czerpać inspiracje do zwiedzania.
Uśmiechy Bombaju może nie do końca są książką podróżniczą, ale mam nadzieję, że Ci się spodobają, bo z umieszczonego u Was apelu widzę, że temat pomocy potrzebującym jest Wam bliski.
U mnie ta książka czeka na półce w kolejce na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńInulec
OdpowiedzUsuńTo nie odkładaj dłużej, bo czytania jest na jedno krótkie popołudnie, można ją łyknąć w tzw. międzyczasie, a warto.