Ann Cleeves
Wydawnictwo AMBER, Warszawa 2010
302 strony
Ocena 3,5/6
Biel nocy to drugi z szetlandzkiego cyklu kryminałów brytyjskiej pisarki Ann Cleeves. Z Czernią kruka łączą go nie tylko miejsce akcji, ale i postaci głównych bohaterów. Ich dalsze prywatne losy przeplatają się w powieści z kolejną zagadką kryminalną.
Na Szetlandach nastało lato, a wraz z nim białe noce, gdy nigdy nie robi się zupełnie ciemno. Na wyspę zjeżdżają się turyści, niektórzy na dłużej, inni na jednodniowe wycieczki, ludzie szukają wakacyjnych atrakcji. To dobry czas dla Belli Sinclair, malarki znanej nie tylko na Szetlandach, na zorganizowanie wystawy. Wraz z nią swoje prace wystawia Fran Hunter, przyjaciółka policjanta Pereza. (oboje znani mi już z Czerni kruka). Podczas wernisażu, odbywającego się w galerii położonej nad morzem wśród szetlandzkich wzgórz, dochodzi do dziwnego incydentu. Jeden z gości, nieznany nikomu mężczyzna, dostaje załamania nerwowego. Otoczony opieką przez Pereza wyznaje, że patrząc na obrazy stracił nagle pamięć. Nie ma przy sobie żadnych dokumentów. Gdy pozostawiony na chwilę sam sobie znika bez śladu, Perez przyjmuje to z ulgą, bo ma na wieczór inne plany, niż pomaganie obcemu w ustalaniu tożsamości. Jednak już nazajutrz okazuje się, że jednak będzie musiał się tym zająć. Bo następnego dnia w szopie na plaży odnalezione zostają powieszone zwłoki obcego mężczyzny. To, co początkowo wygląda na samobójstwo, szybko okazuje się morderstwem. Aby ustalić sprawcę zbrodni Perez musi odkryć stare tajemnice okolicznych mieszkańców. Pomaga mu w tym przysłany ze Szkocji detektyw Taylor, również znany czytelnikom cyklu z poprzedniej powieści.
Książka, pomimo dość zawiklanej intrygi kryminalnej i ciekawszego tła obyczajowego (opisy życia na szetlandzkiej prowincji) wydała mi się słabsza od Czerni kruka i nieco niechlujna. Autorka miejscami gubiła się w detalach. Wprawdzie nie miało to znaczenia dla akcji, ale denerwowało mnie, gdy drobne fakty, które pamiętam z pierwszej książki były w sprzeczności z tym, co napisała teraz. Niby szczegóły i bez znaczenia dla rozwiązania zagadki, ale takie potknięcia nie powinny mieć miejsca.
Intryga też nie wciągnęła mnie tak, jak w Czerni kruka. Może tamta książka miała posmak świeżości, a może w tej za dużo miejsca poświęcono prywatnemu życiu głównych bohaterów cyklu, osób poza podejrzeniem, a to niespecjalnie mnie interesuje w kryminałach. Jak chcę sobie poczytać o problemach rodzinnych i perypetiach miłosnych, które nie kończą się zbrodnią, to nie biorę kryminału.
Ogólnie rzecz biorąc uważam Biel nocy za dość przeciętną, co nie znaczy, że nie przeczytam następnych części z „kwartetu szetlandzkiego” Cleeves, jeśli zostaną wydane. A to dlatego, że zbrodnie wymyślone przez nią nie ociekają krwią i okrucieństwem, nie stoją za nimi spiski służb specjalnych; jej detektywi to nie żadni supermani, dysponujący niezwykłymi zdolnościami, mordercy – też zwyczajni, a ich motywy ludzkie i prawdopodobne, co jest coraz rzadsze we współczesnej powieści kryminalnej. A mnie akurat takie zwyczajne kryminały najbardziej pasują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz