Yann Martel
Wydawnictwo Znak, Kraków 2003
343 strony
Ocena 3/6
Dziwna jest dla mnie ta książka i to w dwójnasób, bo zadziwiająca jest nie tylko zawarta w niej opowieść, jak i przyjęcie, z jakim książka spotkała się wśród czytelników.
W szkole przy omawianiu lektur zawsze pojawiało się nieśmiertelne pytanie: co autor miał na myśli? Dziś, gdy czytam dla siebie, a nie na ocenę z polskiego, rzadko zdarza mi się nad tym zastanawiać, ale przy tej książce doszłam już do etapu, że myślałam: po co on ją napisał, co chciał mi powiedzieć, jaką ideę przekazać? Zaczęłam – już po przeczytaniu – zaglądać do recenzji, szukać podpowiedzi, na czym polega wielkość dzieła, którym wielu tak się zachwyca i szukać argumentów, które podważą moją opinię o mierności i przeciętności tej książki. Nie chcę twierdzić, że ludzie zachwycają się tylko dlatego, bo książka jest na topie, ale nie znalazłam żadnej recenzji wyjaśniającej i przekonującej mnie, co szczególnie i ponad przeciętną wartościowego jest w Życiu Pi. Naczytałam się cudzych opinii, ale pozostałam przy swojej, jak niżej.
W pierwszej części dowiadujemy się, że nasz bohater przybrał imię Pi, żeby uniknąć nazywania go Pisuarem, poznał i przyjął jako swoją religię hinduizm, chrześcijaństwo i islam – wyznawał je wszystkie naraz – i przeszedł egzamin z kontaktów z dzikimi zwierzętami w zoo, którego dyrektorem był jego ojciec. Ta część jest dla mnie mocno nudnawa, przemądrzała i miejscami nawet trochę grafomańska, a przebrnęłam przez nią tylko w nadziei na dalsze cuda, bo tyle ludzi zachwycało się książką. I rzeczywiście dalej jest znacznie lepiej, choć nie tak dobrze, jak tego oczekiwałam.
Druga część to opowieść o dryfowaniu po Oceanie Spokojnym w szalupie, w której po katastrofie statku Pi znalazł się razem z zebrą, orangutanem, hieną i tygrysem bengalskim – nie ujawniam tu zbyt wiele z fabuły, bo o tym wszyscy napisali już we wszystkich recenzjach, z tą różnicą, że pisali o budowaniu napięcia, niemożności oderwania się od lektury itp., czego ja nie czułam. Jednak jest znacznie lepsza od pierwszej, z rozdziału na rozdział bardziej interesująca i, co najważniejsze, przesłania filozoficzne są tu znacznie subtelniejsze, bez łopatologii jak w części pierwszej.
I wreszcie część trzecia, trudno mi odnieść się do niej bez zdradzania ważnych fragmentów, więc bez wdawania się w szczegóły i wyjaśnienia napiszę tylko, że miałam wrażenie, jakby autor na koniec sam zwątpił w to, co napisał, jakby uznał swoją opowieść za zbyt śmiałą i postanowił rzucić – nomen omen - tratwę ratunkową niedowierzającym czytelnikom, stwarzając dla nich drugi wariant historii o przeżyciu przez człowieka kilku miesięcy w jednej szalupie z dziką bestią. W efekcie robi się wszystkiego za dużo: ekumenizm, pytanie o człowieczeństwo w sytuacjach skrajnych, o siłę woli życia, o współistnienie człowieka z naturą i co kto chce jeszcze.
Niektórzy widzą wielowymiarowość tej książki, ja – tylko niekonsekwencję. To dlatego zaczęłam się zastanawiać nad odpowiedzią na pytanie: co autor miał na myśli? Nie potrafię znaleźć na to sensownej odpowiedzi. Jak również na pytanie, dlaczego dostała Nagrodę Bookera i co innym tak się w tej książce podobało. Pozostanie to dla mnie tajemnicą większą niż to, czy Pi rzeczywiście przeżył kilka miesięcy w szalupie z tygrysem.
Ja przeczytałam "Życie Pi" bez wcześniejszych co do niej oczekiwań, czy nadoczekiwań. Dostałam tę książkę w prezencie, nie słyszałam o niej wcześniej wiele, dlatego też moje wrażenia z lektury nie mają związku z tym czy książka jest na topie. Dla mnie fabuła jest spójna, wszystkie wątki, przemyślenia, refleksje bohatera nawzajem mi się uzupełniały. Myślę, że połączenie jest dość logiczne i ja akurat nie widzę tu niekonsekwencji. Co do zakończenia to również odniosłam inne wrażenie, a mianowicie próbę zabawy z czytelnikiem: przeczytaj tę książkę jeszcze raz, tym razem znając zakończenie:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy udało mi się odpowiedzieć na pytanie które zadałaś, ale reasumując: książka podobała mi sie właśnie dlatego, że nie jest typową opowieścią przygodową, ale połączeniem tych wszystkich składowych, które wymieniłaś. W mojej ocenie to połączenie było udane, nie miałam wrażenia nadmiaru.
Obserwatorko
OdpowiedzUsuńNie o to mi chodziło, może zbyt ogólnikowo wyraziłam swoją opinię. Otóż niekonsekwencję widzę nie w fabule, lecz w celu książki.
Jestem zwolenniczką książek pozostawiających czytelnikowi miejsce na własną interpretację, uważam, że każdy ma prawo rozumieć powieść po swojemu. Jednak wg mnie skrajnie różny odbiór nie świadczy o niej dobrze. To tak, jakby autor nie potrafił przekazać idei, dla której pisał powieść. Przykład: we wstępie jest zapowiedź, że ta historia sprawi, iż autor uwierzy w Boga, w części ostatniej Pi mówi Japończykom, że z Bogiem jest tak samo, jak z jego historią. W efekcie jeden czytelnik odbierze opowieść jako deklarację wiary w istnienie Boga, inny – wręcz przeciwnie. Nie wymyśliłam tego, wynika to z dyskusji na Biblionetce. Ja po przeczytaniu zastanawiałam się nad sensem książki pod zupełnie innym kątem, dla mnie była to opowieść o człowieku, który w sytuacji ekstremalnej potrafi zmienić się w zwierzę i pielęgnować je w sobie, byleby przeżyć, choćby był nie wiem jak religijny. A zakończenie uznałam nie za zabawę z czytelnikiem, lecz za dodatkową wskazówkę. Jednak już w tym autor wydał mi się niekonsekwentny, nie wiem, czy chciał usprawiedliwić taką postawę, czy napiętnować. To dlatego zajrzałam do opinii innych osób. To, co tam znalazłam, utwierdziło mnie w przekonaniu, że książka nie jest wielowymiarowa, tylko sprzeczna.
Chcę jednak wyraźnie powiedzieć, że szanuję prawo każdego czytelnika do własnej oceny i nie miałam zamiaru nikomu czynić zarzutu z tego, że powieść mu się podoba.