Nadine
Gordimer
Wydawnictwo M, Kraków
2012
tłumaczenie: Dariusz
Żukowski
e-book
W
RPA dosłużyła się łatki pisarki politycznej. Niektóre z jej
książek były tam zakazane, bo Nadine Gordimer w głównej mierze
skupiała się na problemach segregacji rasowej oraz na wpływie,
jaki segregacja wywiera na życie i psychikę ludzką.
Była
przeciwniczką apartheidu, członkinią Afrykańskiego Kongresu
Narodowego, przyjaciółką Nelsona Mandeli. W 1991 roku, gdy
otrzymała Nagrodę Nobla, w jej ojczyźnie pytano, czy to nagroda
literacka czy raczej pokojowa. Ona sama sprzeciwiała się jednak
klasyfikowaniu jej jako pisarki politycznej, nie uważała się za
kogoś mającego polityczny instynkt, twierdziła nawet, że zapewne
nie zajmowałaby się problemami społeczno-politycznymi, gdyby nie
to, iż przyszło jej żyć w RPA i patrzeć, jak przemożny i
namacalny wpływ ma polityka na losy indywidualnych ludzi.
Czytając
Ludzi Julya, jedną z jej ważniejszych książek, można
przekonać się o prawdziwości tego twierdzenia. Historia rodziny
Smalesów, choć osadzona w konkretnych realiach
południowoafrykańskiego systemu segregacji rasowej, posiada wymiar
uniwersalny. To literatura wykorzystująca polityczne uwarunkowania,
ale o wykraczającej poza nie wymowie, poruszająca trudne i
delikatne kwestie relacji międzyludzkich, poszanowania dla godności
i odmienności innego człowieka. I przede wszystkim uwrażliwiająca
na to, że choć różnimy się kulturowo, wyglądem albo statusem
społecznym, to wszyscy jednakowo potrzebujemy akceptacji innych i
poczucia przynależności do wspólnoty.
Akcja
powieści rozgrywa się w RPA pod koniec ubiegłego wieku, gdy
apartheid trzymał się jeszcze mocno, ale na skorupie
niesprawiedliwego systemu zaczynały się już zarysowywać wyraźne
pęknięcia. Rodzina Smalesów – białe małżeństwo z trójką
dzieci - chcąc ratować życie podczas powstania, które zaczęło
się od zamieszek w Soweto1,
przyjmuje propozycję swojego czarnego służącego Julya i chroni
się w jego rodzinnej wiosce gdzieś w buszu.
Przez
piętnaście lat July był zależny od nich: od pracy, którą mu
oferowali i pieniędzy, które płacili. Nagle znaleźli się w
zupełnie obcych warunkach bytowych niż te, do których przywykli,
co powoduje, że małżonkowie oddalają się od siebie, a raczej
tylko uwalnia to, co już między nimi istniało ukryte pod warstwą
dobrobytu. W dodatku tracą na rzecz Julya ostatnie atrybuty władzy
i uprzywilejowania białych: samochód, pieniądze, wreszcie
strzelbę. Raptem narzucone i chronione systemowo role się
odwracają, a Smalesowie w szybkim tempie stają się całkowicie
zależni od Julya. Dzieci szybko asymilują się do nowych warunków.
Co innego dorośli. Teraz są jedynymi białymi w czarnej
społeczności, która traktuje ich wprawdzie z szacunkiem, ale też
pilnie strzeże granicy między przybyszami a mieszkańcami wioski,
torpedując wszelkie próby włączenia się Smalesów w życie
społeczności. Najsilniej odczuwa to Maureen Smales, główna obok
Julya postać. To między tymi dwojgiem rozgrywa się cała
dramaturgia powieści. Maureen nigdy nie uważała się za rasistkę,
jako pracodawczyni traktowała Julya przyzwoicie, lepiej niż inni
biali swoich czarnych służących. I July odpłaca tym samym; ni
mniej, ni więcej, ale okazuje się, że to za mało, aby Maureen
mogła odnaleźć się w nowej grupie.
Ludzie
Julya
to dla mnie powieść o, że tak powiem, „miękkim” rasizmie.
Odwrócenie determinowanych systemowo ról społecznych, to kapitalny
zabieg autorki, aby pokazać, że rasizm może mieć różne
oblicza. Nie musi przybierać postaci nienawiści i pogardy. Może
być „tylko” wykluczeniem ze wspólnoty, stwarzaniem dystansu nie
do pokonania przy jednoczesnym zachowywaniu pozorów poprawności i
poszanowania. Ta książka musi burzyć dobre samopoczucie rodaków
Gordimer i nie tylko ich, ale także wszystkich, którzy uważają
się za przyzwoitych i poprawnych politycznie, bo nie gardzą drugim
człowiekiem ze względu na rasę,
narodowość, wyznanie, płeć, nie myśląc o tym, że izolując się
też dyskryminują.
I to właśnie przesłanie czyni powieść Nadine Gordimer
uniwersalną.
1Autorka
nie wskazuje jednoznacznie, kiedy mają miejsce powieściowe
wydarzenia, ale biorąc pod uwagę pod uwagę, iż książka
napisana została w 1981 roku przypuszczam, że chodzi o zamieszki
nazwane później Czarnym Czerwcem, które zaczęły się 16 czerwca
1976 roku od masakry czarnej młodzieży protestującej przeciw
wprowadzeniu do szkół obowiązkowej nauki znienawidzonego przez
nich języka afrikaans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz