sobota, 31 maja 2014

Zbrodnia w błękicie

Katarzyna Kwiatkowska
Warszawskie ZYSK i S-KA, Warszawa 2011
projekt okładki: Agnieszka Herman
e-book

Każdemu, kto lubi książki Agathy Christie, spodoba się zapewne także Zbrodnia w błękicie. Wpływów tej jedynej prawdziwej Królowej Kryminału można doszukać się u niejednego autora, ale powieść Katarzyny Kwiatkowskiej jest jednak najbardziej agathochristowskim polskim kryminałem, jaki zdarzyło mi się dotychczas czytać. W Zbrodni w błękicie charakterystyczny schemat powieści o Herkulesie Poirocie czy pannie Murphy jakby żywcem przeniesiony został na polski grunt sto kilkadziesiąt lat w przeszłość, do pruskiego zaboru, i doskonale się na nim sprawdził.
W powieści jej bohaterowie - Jan Morawski i jego kamerdyner Mateusz - porównują się wprawdzie do Sherlocka Holmesa i doktora Watsona, ale trudno, aby uważali się za Herkulesa Poirota i kapitana Hastingsa. Akcja Zbrodni w błękicie dzieje się bowiem w czasie, gdy Agatha Christie już się co prawda urodziła, ale Poirot i Hastnigs jeszcze nie - pierwszą swoją książkę miała napisać dopiero za dwadzieścia z okładem lat. Jednak to właśnie polskim Poirotem, a nie Holmesem jest Jan Morawski. Wszędzie, gdzie się pojawi, przydarza mu się dokładnie to samo, co Poirotowi: dochodzi do zbrodni i to on zawsze wyjaśnia zagadkę i wykrywa mordercę.
Tym razem Morawski i jego kamerdyner przyjeżdżają w odwiedziny do przyjaciela tego pierwszego. Do położonego na odludziu pałacu Tadeusza Tarnowskiego docierają wśród zamieci, która wkrótce ma zupełnie odciąć od świata przebywających tam domowników, gości i służbę. A że w nocy dochodzi do morderstwa, odnalezieniem sprawcy musi zająć się Jan, przynajmniej do czasu, gdy drogi staną się na tyle przejezdne, aby można było zawiadomić pruskich urzędników, którzy przejęliby dochodzenie. Krąg podejrzanych to zbiór zamknięty, bo wiadomo, że z powodu śnieżycy nikt z zewnątrz nie mógł dostać się do pałacu i popełnić tego morderstwa. W trakcie prowadzonych przez Jana przesłuchań, zwanych rozmowami z racji pozycji społecznej i towarzyskiej zgromadzonych, wychodzą na jaw rozmaite wzajemne powiązania i animozje mogące stanowić motyw zbrodni, a także okoliczności sprzyjające jej popełnieniu. Wydaje się, że każdy mógł mieć powód i sposobność, od podejrzeń nie są wolni ani gospodarze, ani ich dobrze urodzeni goście, ani ochmistrzyni czy kamerdyner pana domu. Zbrodniarz jest jednak jeden (a może więcej działających w zmowie?) i Jan to oczywiście na końcu wyjaśni. W finale - zgodnie ze schematem obowiązującym w powieściach o Poirocie - przedstawia zgromadzonym swoje ustalenia, eliminując kolejnych podejrzanych, aż dojdzie do sprawcy.

Pomimo licznych podobieństw do wspomnianej już klasyczki kryminału Zbrodnia w błękicie nie jest bynajmniej wtórna, nie stanowi powtórki żadnej ze znanych nam już intryg opisanych w pierwowzorach. A zatem dla miłośników Agathy Christie, którzy przeczytali już wszystko, co napisała, obejrzeli wszystko, co zekranizowano i w każdym przypadku od pierwszej sceny pamiętają, kto zabił, książka Katarzyny Kwiatkowskiej może stanowić nie lada gratkę. Agatha Christie nic już niestety nie napisze, a tak chciałoby się dostać coś jeszcze, coś więcej, coś świeżego. I Zbrodnia w błękicie spełnia te oczekiwania, w dodatku wzbogacona jest o niezły gratis – o polskie tło historyczne.
Osadzenie akcji w Polsce pod pruskim zaborem dało autorce okazję do wprowadzenia ciekawego wątku patriotycznego – do ukazania podziemnej walki z germanizacją narodu polskiego, której prekursorką była ukochana matka właściciela pałacu. Wprawdzie w powieści występuje ona już tylko na portrecie i w pamięci bliskich, jednak zapoczątkowana przez nią działalność znalazła kontynuatorów wśród innych mieszkańców pałacu. Ofiara zbrodni także zaangażowana była w tę działalność, co mogło stanowić motyw jej zabójstwa.
Od przyjętego stylu nie odbiega natomiast sposób ukazania poszczególnych aktorów zdarzeń, choć tu akurat wolałabym, aby autorka poszła na pewne ustępstwa i realniej zbudowała psychologię postaci. Przerysowane, czarno-białe charaktery i skłonność do błyskawicznych metamorfoz cechujące wszystkich bohaterów Zbrodni w błękicie są do zaakceptowania w powieściach sprzed dziesięcioleci, we współczesnych preferuje się jednak stosowanie wszelkich odcieni szarości w opisie postaci. Bohaterowie dobrzy, aż mdli albo źli, że skóra cierpnie to dziś domena innego gatunku książek. Może i można by mieć też zastrzeżenia do prawdopodobieństwa pewnych wydarzeń i sytuacji, jak to, że świadkowie i podejrzani ujawniają detektywowi najskrytsze tajemnice, a zdemaskowany morderca publicznie przyznaje się do swego czynu. W prawdziwym życiu świadkowie pewnie milczeliby jak grób, a zbrodniarz szedłby w zaparte i nic nie można by mu było udowodnić. Jednak w tym przypadku obowiązuje pewna konwencja i godzimy się na pewne uproszczenia, bo inaczej nie można by zachować charakterystycznej w tym typie kryminału „jedności czasu, miejsca i akcji”, natomiast zbudowanie bardziej złożonych sylwetek bohaterów w niczym by tej jedności nie zaszkodziło, a mogłoby jedynie uwiarygodnić opowieść. Ale to detal wobec bardzo udanej całości. 
  
Z przyjemnością zaliczyłam powrót do świata mojej ulubionej klasycznej powieści kryminalnej. Czytając Zbrodnię w błękicie w przerwie między odcinkami angielskiego serialu telewizyjnego z Davidem Suchetem tym silniejsze miałam wrażenie, że słynny detektyw zawitał i do Polski. Choćby za to przeniesienie go na nasz rodzimy, acz historyczny grunt książka w pełni zasłużyła na nominację w 2012 roku do nagrody Wielkiego Kalibru. 
 
Zbrodnia w błękicie jest pierwszą w cyklu o Janie Morawskim. A choć druga – Abel i Kain – jeszcze przede mną,  już teraz mam nadzieję, że będą i następne.

http://soy-como-el-viento.blogspot.com/p/polacy-nie-gesi-ii.html

8 komentarzy:

  1. Kolejna pozycja odfajkowana. :D

    Ja jeszcze jej nie dorwałam, na razie zaczytuję się w najnowszej Bondzie, którą przytargałam z Wrocławia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, i zaraz biorę się za następną :D
      Zrobiłam sobie przerwę na skandynawski ("Dziewczyna ze śniegiem we włosach") i źle na tym wyszłam.
      A Bondy jeszcze nic nie czytałam :(

      Usuń
    2. A może masz ochotę na lekturę wywiadu z Katarzyną Bondą? Jeśli tak, to zapraszam do siebie. I mam nadzieję, że jej "Pochłaniacz" znajdzie się wśród przyszłorocznych nominacji do NWK. :)

      Na mnie czeka dwóch Wrońskich, ale chwilowo nieco kryminałom odpuściłam. :)

      Usuń
    3. Przeczytałam Twój wywiad, bardzo fajny. Muszę szybko poszukać "Pochłaniacza".

      A przerwy gatunkowe trzeba robić, bo inaczej zmęczenie materiału następuje. Przynajmniej u mnie ;) A że przerwę w kryminałach właśnie miałam, więc mogę znów jakiś - nomen omen - "pochłonąć". Na blogu może tego nie widać, a właściwie widać, jakbym miała w ogóle przerwę w czytaniu, ale to nie tak. Czytam, tylko nie opisuję. Wena mnie opuściła i czekam, może wróci.

      Usuń
  2. Mnie bardzo spodobało się to przeniesienie akcji w czasy zaborów, to bardzo rzadkie w kryminałach.
    http://mcagnes.blogspot.com/2013/08/zbrodnia-w-bekicie-katarzyna.html
    Druga część mnie nie rozczarowała, czego i Tobie życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, czas akcji nietypowy, ale wydał mi się drugorzędny, mało wykorzystany. Tak naprawdę to akcja powieści mogłaby rozgrywać się wszędzie i w każdym czasie, byleby było uzasadnienie dla prowadzenia działalności konspiracyjnej.

    Jeśli w drugiej wątek kryminalny jest na podobnym poziomie, to z pewnością mi sie spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię powieści Agathy Christie, więc może skuszę się na "Zbrodnię w błękicie", skoro jest w podobnym stylu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam tym bardziej, że to polska autorka, więc przy okazji wesprzesz rodzimą twórczość :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...