Jeffrey
Archer
Wydawnictwo superNOWA, Warszawa 1992
Od miesięcy szukałam
pewnego opowiadania, które czytałam kilkanaście lat temu. Nie
pamiętałam tytułu opowiadania ani zbioru, w którym było, ani
nawet autora. Za to treść owszem, i uparłam się, żeby je
odnaleźć. Szukałam po autorach, których kiedyś czytywałam i ich
styl pasował do poszukiwanej historyjki. W końcu znalazłam,
okazało się, że wcale nie napisał go Archer, tylko Forsyth, ale o
tym może kiedy indziej. Przy okazji natomiast trafiłam na Kołczan
pełen strzał, który jakimś cudem przed laty ominęłam, choć
wybitnie gustowałam wówczas w takiej krótkiej formie z
zaskakującym zakończeniem.
Na zbiór składa się jedenaście obyczajowych opowiadań z suspensem, z czego, jak zapewnia
autor, dziesięć zostało opartych na autentycznych wydarzeniach,
acz potraktowanych ze znaczną swobodą. Te jedenaście, to:
Chińska figurynka
Pucz
Pierwszy cud
Dżentelmen doskonały
Przygoda na jedną noc
Błąd Septimusa
Degrengolada
Kwestia zasad
Spotkanie w
Budapeszcie
Stara miłość
Jedenaste, a drugie w
kolejności w zbiorze, to Lunch, będące w pełni wytworem
wyobraźni autora.
Napisane zostały
kilkadziesiąt lat temu i to się niestety czuje. W większości nie
oparły się próbie czasu i nie chodzi mi bynajmniej o styl, w jakim
zostały napisane. Lekkie, łatwe i przyjemne są w dalszym ciągu,
ale zakończenia trochę rozczarowują, a przecież to właśnie w
nieoczekiwanym finale leży atrakcyjność tego typu utworów. Zbiór
niegdyś był bardzo popularny, nie mam pojęcia, jak mogłam go
sobie wówczas odpuścić, może był nieosiągalny przez swoja
popularność właśnie? Jednak z upływem lat fajne i świeże
niegdyś pomysły mocno się opatrzyły, wracając w książkach
naśladowców, może nie wprost stosowane, ale oparte na takiej samej
logice. Dziś już mało kogo mogą zachwycić i mało kto do nich
sięga, a jeśli już, to pewnie bardziej z sentymentu niż dla
frajdy bycia zaskoczonym puentą. Choć i takowe w zbiorze się
jeszcze trafiają, tak było w moim przypadku z Błędem
Septimusa, zupełnie nie
spodziewałam się zakończenia, nie dość że zaskakującego, to
jeszcze zabawnego.
Idąc za ciosem
ściągnęłam z półki Na kocią łapę, inny
zbiorek Archera, który w latach osiemdziesiątych (a może to były
lata dziewięćdziesiąte) bardzo mi się podobał. Przerzuciłam
kilka opowiadań, niestety, z takim samym skutkiem. Opowiadanka
trochę jakby zramolały. Choć nie mogę do końca wykluczyć, że
może to ja przeczytałam już za dużo historii konstruowanych z
myślą o wyprowadzeniu czytelnika w pole i zaskoczeniu przewrotnym
finałem. I może inni nadal odczuwają podczas lektury opowiadań
Archera znaczną przyjemność, tak jak ja przed laty przy zbiorze
Na kocią łapę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz