niedziela, 2 lutego 2014

Kołczan pełen strzał

Jeffrey Archer
Wydawnictwo superNOWA, Warszawa 1992

Od miesięcy szukałam pewnego opowiadania, które czytałam kilkanaście lat temu. Nie pamiętałam tytułu opowiadania ani zbioru, w którym było, ani nawet autora. Za to treść owszem, i uparłam się, żeby je odnaleźć. Szukałam po autorach, których kiedyś czytywałam i ich styl pasował do poszukiwanej historyjki. W końcu znalazłam, okazało się, że wcale nie napisał go Archer, tylko Forsyth, ale o tym może kiedy indziej. Przy okazji natomiast trafiłam na Kołczan pełen strzał, który jakimś cudem przed laty ominęłam, choć wybitnie gustowałam wówczas w takiej krótkiej formie z zaskakującym zakończeniem.
Na zbiór składa się jedenaście obyczajowych opowiadań z suspensem, z czego, jak zapewnia autor, dziesięć zostało opartych na autentycznych wydarzeniach, acz potraktowanych ze znaczną swobodą. Te jedenaście, to:
   Chińska figurynka
   Pucz
   Pierwszy cud
   Dżentelmen doskonały
   Przygoda na jedną noc
   Błąd Septimusa
   Degrengolada
   Kwestia zasad
   Spotkanie w Budapeszcie
   Stara miłość
Jedenaste, a drugie w kolejności w zbiorze, to Lunch, będące w pełni wytworem wyobraźni autora.
Napisane zostały kilkadziesiąt lat temu i to się niestety czuje. W większości nie oparły się próbie czasu i nie chodzi mi bynajmniej o styl, w jakim zostały napisane. Lekkie, łatwe i przyjemne są w dalszym ciągu, ale zakończenia trochę rozczarowują, a przecież to właśnie w nieoczekiwanym finale leży atrakcyjność tego typu utworów. Zbiór niegdyś był bardzo popularny, nie mam pojęcia, jak mogłam go sobie wówczas odpuścić, może był nieosiągalny przez swoja popularność właśnie? Jednak z upływem lat fajne i świeże niegdyś pomysły mocno się opatrzyły, wracając w książkach naśladowców, może nie wprost stosowane, ale oparte na takiej samej logice. Dziś już mało kogo mogą zachwycić i mało kto do nich sięga, a jeśli już, to pewnie bardziej z sentymentu niż dla frajdy bycia zaskoczonym puentą. Choć i takowe w zbiorze się jeszcze trafiają, tak było w moim przypadku z Błędem Septimusa, zupełnie nie spodziewałam się zakończenia, nie dość że zaskakującego, to jeszcze zabawnego.

Idąc za ciosem ściągnęłam z półki Na kocią łapę, inny zbiorek Archera, który w latach osiemdziesiątych (a może to były lata dziewięćdziesiąte) bardzo mi się podobał. Przerzuciłam kilka opowiadań, niestety, z takim samym skutkiem. Opowiadanka trochę jakby zramolały. Choć nie mogę do końca wykluczyć, że może to ja przeczytałam już za dużo historii konstruowanych z myślą o wyprowadzeniu czytelnika w pole i zaskoczeniu przewrotnym finałem. I może inni nadal odczuwają podczas lektury opowiadań Archera znaczną przyjemność, tak jak ja przed laty przy zbiorze Na kocią łapę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...