piątek, 31 maja 2013

Przystupa

Grażyna Plebanek
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007
400 stron


Długo wahałam się, czy pisać o Przystupie, bo swego czasu przewinęła się przez tyle blogów, że każdy, kto szuka informacji o niej, znajdzie ich pod dostatkiem. Jednak książka nie daje mi spokoju, mimo że od jej przeczytania minęło już już chyba pół roku. Poza tym te notki na blogu są moim swoistym pamiętnikiem przeczytanych książek i tego, co mi z tego czytania zostało.

W nocie wydawcy podano, że Przystupa to powieść łotrzykowska, i pewnie przy odrobinie dobrej woli dałoby się tę klasyfikację obronić, bo powieść posiada nieco cech charakteryzujących ten gatunek, jednak bez uwagi wydawcy nigdy nie rozważałabym książki w takich kategoriach. Pewnie dlatego, że bohater powieści łotrzykowskiej intuicyjnie i nieodparcie kojarzy się z cwaniakiem, kimś przebiegłym i zadziornym, czyli przeciwieństwem naszej bohaterki.

Tytułowa Przystupa (imię?, nazwisko?), to prosta dziewczyna po zawodówce, która jak wiele dziewczyn przed nią i po niej, porzuca swoją rodzinną wieś, gdzie czeka ją (w najlepszym razie?) zamążpójście za lokalnego pijaczynę. Gnana jakimś wewnętrznym przymusem wyrusza do stolicy. Tam przypadkiem trafia „na służbę” do domu Gwiazdy, a później do Szwecji, do domów kolejnych Polek na emigracji, którym „powiodło się”, i w końcu – do rodowitej Szwedki. Na ogół niewidoczna dla swoich pracodawców, a jeśli już zauważana, to jako punkt odniesienia dla budowania ich poczucia wyższości. Zazwyczaj milcząca, Przystupa obserwuje, ale nie ocenia, jest jak oko ukrytej kamery (porównanie takie przewija się w wielu opiniach o książce, przytaczam je za innymi, bo wydaje mi się szczególnie celne). Czytelnik może więc poznać i sam ocenić to, co w tych domach absolutnie nie ma być widziane na zewnątrz, czyli skrzętnie skrywane brudy, frustracje, fałsz i obłudę. Dzięki temu zabiegowi niezauważeni jak Przystupa, mamy szansę przyjrzeć się, jak wygląda u nowobogackich w stolicy czy u szwedzkiej Polonii prawdziwe życie, to, które nigdy nie ma ujrzeć światła dziennego, a które – czasem za bezwiednym przyczynieniem się naszej tytułowej Przystupy – wypływa jednak na powierzchnię w formie skandalu.

O samej Przystupie, niby głównej postaci, która towarzyszy czytelnikowi przez wszystkie strony powieści, nie dowiadujemy się jednak więcej, niż o pozostałych występujących w powieści kobietach, „paniach” w sprzątanych przez nią domach. Bardziej niż główną bohaterką, jest ogniwem spajającym historie tych kobiet. Jednak ta prosta, ale samodzielna i niezależna od nikogo dziewczyna jest zarazem doskonałym kontrastem dla portretów pozostałych kobiet, odmalowanych w powieści, czy to pierwszo- czy drugoplanowych.

Co zwróciło moją uwagę jako cecha wspólna w opowieściach o tych kobietach, to dobrowolne uzależnienie się bohaterek poszczególnych historii od posiadania swojego mężczyzny, najgorszego choćby, ale faceta. Przewijające się przez powieść Polki: Gwiazda, poddająca się wszystkim pomysłom swego męża-menedżera, gotowa go opuścić, pod warunkiem, że będzie mogła odejść do innego mężczyzny, Hyra – współczesna Dulska, homoseksualna lekarka dla pozoru trwająca w małżeństwie, pani Słaba godząca się na fizyczną i psychiczną przemoc ze strony „swojego” Fina, ale i kobiety z drugiego planu, które spokojnie mogłyby funkcjonować bez facetów. Takie kobiety i ich wybory nie stanowią specjalnego zaskoczenia, takie postawy możemy zaobserwować w otaczającej rzeczywistości. Ale o Szwedkach, tych rdzennych, miałam inne wyobrażenie .Jednak i one podporządkowują swój świat mężczyźnie, drżą, aby nie odszedł do innej, tak przynajmniej wygląda życie rodzinne przeciętnych Szwedów w Przystupie, a że autorka spędziła w tym kraju trochę czasu, muszę brać pod uwagę, że wie, o czym pisze. Nie ma chyba kraju bardziej przyjaznego równouprawnieniu kobiet, i to nie tylko formalnie, ale również w płaszczyźnie społecznej, w społecznym abstrahowaniu od płci przy ocenie wartości człowieka. Tymczasem powieść Grażyny Plebanek kompletnie burzy tę wizję, pokazując, że nawet Szwedki, obywatelki kobiecego Eldorado, definiują się przez pryzmat mężczyzny, do którego przynależą, że boją się utraty „męskiego ramienia”, że on odejdzie do młodszej, atrakcyjniejszej, a wtedy one staną się nikim.

I dlatego Przystupa - pozornie „czytadło” z wyższej półki – jest dla mnie książką o tyle ważną, że (o ile zechcemy poświęcić jej ciut refleksji) zmusza do zastanowienia, w jakim stopniu same kobiety tworzą świat opresyjny dla swojej płci. Ile czasu musi minąć i czy w ogóle to nastąpi, że w społecznym odbiorze przestaniemy definiować się poprzez towarzyszy życiowych płci męskiej. My, Europejki, albo szerzej – kobiety z cywilizacji zachodniej – chętnie ubolewamy nad losem muzułmanek, definiowanych przez swoich ojców, mężów, braci. Ale czy my same jesteśmy mentalnie wolne od takiego myślenia?

W Przystupie jedyną naprawdę od początku do końca wolną od budowania swojej wartości przez pryzmat posiadania mężczyzny nie jest wyzwolona Szwedka, ale prosta, chłopska córka z polskiej prowincji. Jednak Przystupa ma zaledwie dwadzieścia lat i otwarte pozostaje pytanie, w którą stronę pójdzie. I w którą stronę pójdą kobiety z następnych pokoleń? Czy będą potrafiły zbudować prawdziwie równouprawniony płciowo świat? Mam taką nadzieję, choć gdy słyszę posła Pawłowicz (kobietę, jeśliby ktoś nie wiedział, ale nie życzącą sobie, by nazywać ją posłanką), ogarnia mnie zwątpienie. W kwestii równouprawnienia kobiet wciąż powracają do mnie znamienne słowa prof. Magdaleny Środy, że nic nie jest dane raz na zawsze. Słowa prawdziwe, gdy patrzeć na to, co zaszło w Iraku, ale przeciwwagą była dla mnie zawsze wtedy Szwecja. Po przeczytaniu Przystupy te słowa wydają mi się bardziej realne niż kiedykolwiek.

I dlatego sugeruję, zwłaszcza czytelniczkom, aby nie traktowały powierzchownie Przystupy, aby nie poprzestały na przyswojeniu kilku obrazków „Polonii na obczyźnie”. Myślę, że w świetle tej lektury warto zastanowić się też nad tym, jakie są dalekosiężne skutki tego, czy my, kobiety, potrafimy nie dyskryminować i obiektywnie oceniać wartość tych z nas, które decydują się być w pełni niezależne od facetów.





*

P.S Wprowadziłam moderowanie komentarzy, ale nie ze względu na ujawnione w powyższym wpisie poglądy i zamiar przesiewania opinii przeciwnych. Po prostu ostatnio mam zalew komentarzy zawierających reklamy różnych produktów.
Mam nadzieję, że to sytuacja przejściowa i obiecuję, że gdy tylko przestaną pojawiać się wpisy ze stron komercyjnych, zmienię ustawienia dotyczące komentarzy.

7 komentarzy:

  1. Nie sądziłam, że to tak ważna książka. Gdzieś mi ta mignęła raz czy dwa, ale nie zwróciłam na nią uwagi. Teraz wiem, że mam ochotę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile wiem, do kanonu literatury jej nie zaliczono:)
      I ja arcydziełem bym jej nie nazwała, ale uważam ją za ważną o tyle, że prowokuje do pewnych przemyśleń na temat tego, jak kobiety traktują same siebie i jak patrzą na inne.

      Usuń
    2. Do kanonu trudno się przebić :P Po prostu myślałam, że to jakieś nieskomplikowane czytadło, sama nie wiem dlaczego.

      Usuń
    3. Nie, zdecydowanie nie jest to książka z gatunku "Odnalezione szczęście w domku po starej ciotce" :)

      Usuń
  2. Bardzo lubię Plebanek, zwłaszcza za "Przystupę" i "Dziewczyny z Portofino".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przystupa" to moja pierwsza książka Plebanek, ale zamierzam dalej ją czytywać, więc będę pamiętała, że chwalisz zwłaszcza "Dziewczyny z Portofino". Ciekawe tylko, czy moje biblioteki są na to przygotowane:)

      Usuń
  3. Rzeczywiście, tak po Twojej recenzji nawet, nie nazwałabym tego powieścią łotrzykowską...

    Pozdrawiam serdecznie,
    Sol/Monique

    PS. W wolnym czasie zapraszam do mnie na KONKURS! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...