poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Smuga krwi

Johan Theorin
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012
455 stron

Ocena 5,5/6

„Prowadzi Vendelę w dół kamieniołomu i dalej, do pionowej ściany. Tam się pochyla i pokazuje czerwonawą warstwę biegnącą przez jasną skałę, tuż nad ziemią.
Dziewczynka przygląda się z bliska i widzi, że warstwę wypełniają czerwone grudy.
- Smuga krwi – wyjaśnia Henry, prostując plecy. - To wszystko, co zostało z bitwy między trollami a elfami... skamieniała krew. (…)
- Nadal się biją, tato?
- Nie, teraz chyba jest rozejm – odpowiada Henry. - Być może ustalili, że trolle będą się trzymać góry, poniżej krwawej warstwy, a elfy zostaną na równinie, aby nie musiały się spotykać. (…)
- Dlaczego były nieprzyjaciółmi? Trolle i elfy? Czemu się biły?
Henry tylko potrząsa głową.
- Kto wie... Pewnie uważały, że ci drudzy za bardzo się od nich różnią.”1
Kolejna, trzecia już książka Johana Theorina miała premierę kilkanaście dni temu. Nie ukrywam, że czekałam na nią. Dwie poprzednie bardzo mi się podobały (opisałam je jako jedne z pierwszych na tym blogu). Smugę krwi kupowałam więc już z odpowiednim nastawieniem, że i ona na pewno mi się spodoba, a to, jak wiadomo, zwiększa oczekiwania i może przynieść rozczarowanie w sposób zupełnie przez autora niezawiniony. Ale nie przyniosło, pomimo, że trzecia powieść Theorina znacznie bardziej niż poprzednie skupiona jest na warstwie obyczajowej. Wątek kryminalny jest tu właściwie drugoplanowy, z korzyścią dla książki, bo tym razem pomysł na główną kryminalną zagadkę nie wydał mi się szczególnie udany. Za to wszystkie pozostałe wątki jak najbardziej tak.

Do wyludnionej wczesną wiosną wioski, sąsiadującej z nieczynnym już kamieniołomem, przyjeżdżają ludzie, których przeszłość wiąże się z tym miejscem. Znany już czytelnikom Zmierzchu i Nocnej zamieci Gerlof Davidsson opuszcza dom opieki, chcąc dożyć swoich dni w domu, który zbudował dla siebie i żony kilkadziesiąt lat temu.
Pojawia się też Vendela, dziś kobieta około pięćdziesięcioletnia. Udało się jej przekonać męża, bogatego celebrytę do kupna działki i budowy domu w wiosce, kilka kilometrów od miejsca, w którym urodziła się i wychowała, ale przede wszystkim – blisko kamienia elfów, w które Vendela wierzy od dzieciństwa. Jej wiara jest tak silna, że nadal, jak wówczas, gdy była małą dziewczynką, zanosi im podarki i składa prośby o spełnienie życzeń.
No i sprowadza się Per Mörner, ojciec trzynastoletnich bliźniaków: Jaspera i Nilli. Dawniej spędzał na Olandii wakacje, gdy porzuconej przez męża matki nie było stać na nic innego. Teraz, po własnym rozwodzie, postanawia zamieszkać na Olandii w starym domu odziedziczonym po kuzynie. Swój czas stara się dzielić między Jaspera, wizyty w szpitalu u poważnie chorej córki i opiekę nad zniedołężniałym ojcem Jerrym, który na starość przypomniał sobie, że ma syna. To właśnie z ojcem i jego podejrzanymi interesami związany jest główny wątek kryminalny, który zaczyna się pożarem studia filmowego należącego do Jerrego.

Mam wrażenie, że Theorin z każdą kolejną książką przesuwa punkt ciężkości fabuły z elementów charakterystycznych dla kryminalnej intrygi w kierunku opowieści o dawnych i obecnych mieszkańcach Olandii. Różnorodne, ale zazwyczaj trudne i skomplikowane relacje między rodzicami i dziećmi wplecione zostają w mroczny klimat wyspy. którego Olandia nie zatraciła nawet teraz, gdy ze szwedzkiej prowincji, gdzie życie było ciężkie i surowe, zamienia się w letnie zaplecze dla mieszkańców wielkich miast. 
Theorin potrafi interesująco pokazać współczesne problemy przeciętnych Szwedów, przeplatając zwykłe ludzkie zachowania i emocje z elementami nadprzyrodzonymi, magicznymi, ale w finale znajdującymi całkowicie realne i sensowne wyjaśnienia. Świetny zabieg, doskonale podkręcający niesamowitą atmosferę powieści, a jednocześnie, po zakończeniu, nie pozostawiający czytelnika z uczuciem niedowierzania. I lepiej budujący napięcie, niż spektakularne akcje związane z kryminalnym wątkiem. 
Jednym słowem, olandzki klimat stworzony przez Theorina, to kwintesencja tego, za co lubię skandynawskie kryminały, nawet jeśli zbrodnia schodzi w nich na drugi plan.

1s. 49-50.

3 komentarze:

  1. Ja również bardzo polubiłam olandzkie klimaty Theorina. Dobrze, że autor utrzymuje wysoki poziom. Prędzej czy później, też przeczytam "Smugę krwi" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie słyszałam o tej ksiązce, ale skoro tak wysoko oceniona to powinnam przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o książce nie słyszałam, ale lubię skandynawskie klimaty także chętnie po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...