Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009
320 stron
Ocena 3,5/6
Róże cmentarne to kolejna wspólna powieść duetu autorskiego znanych twórców kryminałów i ciąg dalszy perypetii zawodowych i osobistych bohatera Alei samobójców, nadkomisarza Jarosława Patera z gdańskiej Komendy Wojewódzkiej.
Minął rok od wydarzeń opisanych w poprzedniej książce. Życie uczuciowe nadkomisarza Patera zaczyna nabierać barw i właśnie szykuje się on do wyjazdu na urlop do Grecji z wybranką serca, o którą zabiega od dość dawna.
Plany te komplikują się jednak za sprawą seryjnego mordercy – naśladowcy słynnych zabójców sprzed lat: Marchwickiego, Kota, Tuchlina. Zbrodniarz zapowiada, że nadeszła kolej, aby zaszczycił swoimi występami wybrzeże. To oznacza, że w komendzie wszystkie urlopy zostają wstrzymane, a urlop najlepszego detektywa Patera przede wszystkim i w konsekwencji poważne komplikacje w relacjach damsko-męskich, z takim trudem nawiązanych przez nadkomisarza. Pater zaczyna więc kombinować, jakby tu przy pomocy zwolnienia lekarskiego wymigać się od przydziału do grupy mającej rozpracowywać sprawę. Co więcej, poważnie zaczyna myśleć o przejściu na wcześniejszą emeryturę.
Sytuacja ulega zasadniczej zmianie, gdy morderca uderza, a jego zbrodnia wyraźnie przypomina morderstwo studentek sprzed czterech lat w Jelitkowie, jedyną nierozwiązaną zagadkę w karierze nadkomisarza. Gdy na plaży we Władysławowie znalezione zostają zwłoki młodej dziewczyny z tatuażem przedstawiającym różę, takim, jaki miała jedna z ofiar z Jelitkowa, Pater odsuwa sprawy osobiste na później i zamiast prywatnie do Grecji wyjeżdża służbowo nad polskie morze. Postanawia, że tym razem nie odpuści, aż znajdzie sprawcę, a potem już tylko spokojna emerytura.
Powieść trzyma poziom poprzedniej, czyli najkrócej mówiąc, fabuła mało wiarygodna, ale książka dobrze napisana. Arcydzieło gatunku to nie jest, ale powyżej przeciętnej. Wciąga na tyle, że można przeczytać z zainteresowaniem, gdy szuka się jakiegoś kryminałku na zabicie czasu.
Jestem świeżo po Alei Samobójców. Krajewski solo przemawia do mnie klimatem. Wciąga - użyję tu chyba adekwatnego porównania - jak bagno.
OdpowiedzUsuńAle Krajewski z Czubajem to już nie to - klimatu za grosz, historyjka taka sobie, wykonanie jakieś na odwal się. Plus jedynie za 'nasze' realia.
@Agata Adelajda
OdpowiedzUsuńCzyli masz niemal zupełnie odwrotną opinię od mojej. Aleję opisałam kilka postów wcześniej, nie wiem, czy widziałaś, skoro komentarz zostawiłaś tutaj. Te tzw, realia są dla mnie niezbyt wiarygodne w obu powieściach, natomiast plusem jest "wykonanie" właśnie. Moim zdaniem książki są naprawdę dobrze napisane, ale gorzej wymyślone. A cykl Breslau może i ma klimat, ale dość makabryczny, w dodatku teraz, po latach od przeczytania, kojarzy mi się najbardziej z tłustym knajpianym jedzeniem.