niedziela, 18 grudnia 2011

Ziarno prawdy

Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011
399 stron

Ocena 5/6

Miłoszewski zasłynął kilka lat temu kryminałem Uwikłanie, który posłużył jako scenariusz filmowy, znacznie przerobiony, podobno na niekorzyść, jak mówią ci, którzy czytali książkę. Ja Uwikłania nie czytałam, widziałam natomiast film i przyznam, że mi się podobał. A że w przypadku kryminału czytanie książki nie ma specjalnie sensu, jeśli widziało się ekranizację i wiadomo, kto zabił, sięgnęłam od razu po Ziarno prawdy. I jeśli Uwikłanie jest co najmniej tak dobre, jak ta powieść, to wierzę, że filmowi sporo brakuje  do literackiego pierwowzoru.

Ziarno prawdy jest naprawdę dobre. Może nie tyle kryminalna intryga, ile powieść jako całość. Tę książkę po prostu się pochłania. I nie chodzi o napięcie, ale o wciągnięcie się w ów sandomierski światek, tak wyraziście i zgrabnie jest napisana. 
 
Sama intryga, no cóż. Najpierw w centrum Sandomierza, przy rynku, znalezione zostaje nagie ciało znanej i szanowanej w mieście społeczniczki. Ślady wskazują, że zabójstwo może mieć cechy mordu rytualnego, zwłaszcza że za Sandomierzem i okolicami wlecze się niesławna antysemicka historia.
Do akcji wkracza prokurator Szacki, który kilka miesięcy wcześniej zjechał tam na stałe z Warszawy, żeby w urokliwym, jak mu się początkowo wydawało, zakątku Polski leczyć rany po rozpadzie (z jego winy) małżeństwa. A że w Sandomierzu wszyscy są ze sobą w jakiś tam sposób powiązani, naturalne wydaje się, że śledztwo poprowadzi właśnie on, bo jako jedyny może pozostać obiektywny. W dodatku jest też jedynym chyba w sandomierskiej prokuraturze, który prowadził sprawy poważniejsze niż kradzież roweru ojca Mateusza i w ogóle w swojej zawodowej karierze widział trupa. A trupy na tym pierwszym się nie kończą, co dodatkowo komplikuje postępowanie. Szacki wyjaśnia jednak wszystkie zbrodnie, a całość wypada nawet całkiem sensownie i logicznie.

Początkowo byłam zachwycona sarkastycznym stylem Miłoszewskiego, idealnie współgrającym z charakterem zgorzkniałego prokuratora. W miarę czytania mój zachwyt nieco malał, a to z uwagi na dość dosadne wstawki odnoszące się do stosunków męsko-damskich z udziałem naszego bohatera, na którego lecą wszystkie sandomierzanki, niezależnie od wieku, urody i stanu cywilnego. Autor rozprawiający się inteligentnie i celnie z niektórymi stereotypami, nie ustrzegł się niestety popadnięcia w inne. Ale i tak uważam jego książkę za bardzo dobrą, bohatera za interesującego i w ciemno kupię następną, jak tylko napisze.

Z książką wiąże się pewna (nazwę to może trochę na wyrost) aferka. Początkowo władze Sandomierza włączyły się w jej promocję, ale później okazało się, że sandomierzanie nie są zachwyceni tym, jak Miłoszewski ukazał ich miasto. Sandomierz w Ziarnie prawdy jawi się jako zapyziała prowincjonalna dziura, w której o zmierzchu zwijają asfalt; pełna głupawych antysemitów, rozerotyzowanych kobiet i faszyzującej młodzieży. Przy takim obrazie kręcony tam serial Ojciec Mateusz wydaje się hymnem pochwalnym na cześć miasta, chociaż podobno z całego Sandomierza w filmie zagrały tylko kocie łby na rynku. Myślę jednak, że niepotrzebnie mieszkańcy poczuli się dotknięci, bo zakładany przez władze Sandomierza cel został chyba jednak osiągnięty. Parafrazując znane powiedzenie: nieważne jak o nas piszą, byleby nazwy miasta nie przekręcili. Ja po tej lekturze już sobie planuję, że muszę odwiedzić Sandomierz i okolice, bo ostatnio byłam tam kilkanaście lat temu.

Wszystkich wielbicieli kryminałów zachęcam do czytania Ziarna prawdy i przypuszczam, że jak przeczytacie, też zechcecie odwiedzić miasto, które tak obrazowo opisał Miłoszewski.

A tak w ogóle, to polska powieść kryminalna z każdym rokiem i z każdym nowym autorem ma się coraz lepiej, nie sądzicie?

1 komentarz:

  1. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
    dużo szczęścia i słodyczy
    każdy z Dwóch Włóczykijów
    Ci dzisiaj szczerze życzy! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...