Brian McGilloway
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2009
224 strony
Ocena 3,5/6
Powieść Na granicy jest debiutem McGillowaya, podobno jednym z najlepiej przyjętych debiutów literatury kryminalnej ostatnich lat. Mnie wydała się dość przeciętna.
Zaczyna się od znalezienia niemal nagich zwłok piętnastolatki. Wskazówką wydaje się być złoty pierścionek z drogim kamieniem na palcu ofiary, tym bardziej, że dziewczyna, to córka miejscowego pijaka i złodziejaszka, nie nosząca na codzień takiej biżuterii. Ciało leży na granicy między Irlandią Północną a Południową, ale dziewczyna była mieszkanką Południowej, więc śledztwo przypada inspektorowi Devlinowi z Garda Siochána, niespecjalnie doświadczonemu w łapaniu morderców, bo ostatnio zabójstwo miało miejsce w okolicy sto dwadzieścia lat temu. Ale jak już się zaczęło, to na jednej zbrodni się nie kończy.
Poprowadzenie wątku kryminalnego, choć sensowne i nie nadużywające zbiegów okoliczności, przypadków i innych cudów, jest jednak trochę nudnawe, bo nie wciąga nas od razu w wir dochodzenia i domysłów. Narracja jest w pierwszej osobie, a zatem czytelnik poznaje kolejne elementy łamigłówki wraz z ich odkrywaniem przez prowadzącego śledztwo detektywa. Wbrew pozorom nie daje im to równych szans na rozwiązanie sprawy: o ile inspektor może podejmować decyzje o następnych posunięciach, to czytelnik zdany jest tylko na jego wybory i ustalenia. Przez jakieś dwie trzecie powieści brakuje danych, aby budować swoje teorie co do motywu i zabójcy, a gdy już pojawiają się w wystarczającej ilości, dość łatwo domyślić się zarówno powodu, jak i sprawcy zbrodni. Myślę, że autor uzyskałby lepszy efekt, gdyby zastosował spotykany w innych kryminałach zabieg opisania we wstępie wydarzeń, które leżą u podstaw popełnienia zbrodni. Wtedy czytelnik od pierwszych stron angażuje się w typowanie sprawcy, bo od razu ma elementy, które może interpretować i łączyć.
Ciekawym zabiegiem jest natomiast niejednoznaczne rozwiązanie jednego ze zbrodniczych wątków. Od kryminałów oczekujemy raczej, aby na końcu wszystko się wyjaśniało, najlepiej logicznie i spójnie, tymczasem tutaj jedna za zbrodni nie znalazła jednoznacznego wyjaśnienia, co nie tylko mi nie przeszkadzało, ale dodawało pewnej atrakcyjności zakończeniu, bo umożliwiało wybranie tej opcji, która mi bardziej pasowała.
Plusem powieści (to ten plus przy wystawionej ocenie) jest też niewątpliwie opis stosunków społecznych i relacji pomiędzy mieszkańcami obu stron granicy, o których wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Sęk w tym (ale to juz nie wina autora), że rzeczywistość w małych miasteczkach z irlandzkiego pogranicza wydała mi się dość podobna do tej z małych polskich miasteczek, brakowało więc tego fascynującego elementu inności. I w ogóle trochę mi brakowało w tej książce atmosfery, ale to może tylko moje wrażenia.
Ogólnie rzecz biorąc spokojnie i bez poczucia straty czasu można przeczytać Na granicy, ale arcydzieło literatury kryminalnej to to nie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz