Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Świat książki, Warszawa 2011
303 strony
Ocena 3,5/6
Mariola, moje krople... to farsa, której akcja toczy się w prowincjonalnym teatrze, gdzieś w miasteczku pod Wrocławiem na przestrzeni ostatniego miesiąca poprzedzającego wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Poznajemy zespół w czasie, gdy przygotowują premierę Horsztyńskiego, ale nic się nie klei, bo dyscyplina kuleje tak, że bardziej już chyba nie może. Dyrektor zajęty jest romansem z sekretarką, jego żona (trzecia już) stara się uwieść młodego, obiecującego reżysera, ściągniętego ze stolicy, aktorzy wolą grę w karty niż na scenie, aktorki stoją w kolejkach po deficytowe (czyli wszystkie) artykuły. Nie lepiej jest z personelem pomocniczym, bo bardziej niż teatr zajmuje ich pędzenie bimbru i hodowla świni Małgosi, której nie można zabić, gdyż okazała się prośna. Jakby tego było mało, u dyrektora zjawia się pierwszy sekretarz z miasteczka, zapowiadając zaproszenie na premierę towarzyszy radzieckich. Horsztyński mu nie odpowiada, żąda wystawienia Stripteasu, nieświadomy, że w sztuce Mrożka nie uświadczysz gołej baby. No cóż, pierwszemu sekretarzowi się nie odmawia. Po nim przychodzi proboszcz, domaga się Pastorałki wg scenariusza domorosłego autora, szwagra czy brata swojej gospodyni. A że dyrektor ma wobec niego zobowiązania, musi podjąć się również tego. Na dokładkę pojawia się córka bufetowej, studentka z NZS-u z powielaczem i planami drukowania w teatrze bibuły antysocjalistycznej. A to dopiero początek książki.
Akcja toczy się wartko, książkę czyta się równie szybko, i chyba główna w tym zasługa krótkich rozdzialików oraz niemal całkowitego braku opisów, bo składa się głównie z dialogów. Pełno tu groteskowych sytuacji. Wszystkie postacie, czy to z partii, czy z opozycji, po równo przedstawione są karykaturalnie, groteskowo wręcz, choć jak dla mnie zupełnie sztampowo. Wielu osobom książka może się bardzo podobać, wielu, bo nie wszystkim, czego ja jestem przykładem. Nie trafił do mnie niestety rodzaj dowcipu, choć w książce aż skrzy się od niego. Jest kilka niezłych, sarkastycznych haseł, ale giną w ogólnym rozgardiaszu. Nie p, żebym się uśmiała, a skoro książka mnie nie bawiła, choć miała, to łatwo zrozumieć, że nie mogła się podobać. Komedia, która nie jest śmieszna, to nieporozumienie.
Jednakże wydaje mi się, że te same dowcipy na ekranie odebrałabym zupełnie inaczej. Zekranizowana Mariola, moje krople... mogłaby dać efekt podobny do Allo, allo – serialu który bardzo przypadł mi do gustu. Wyobrażam sobie, że tak samo „ubawiłyby” mnie przygody René i innych bohaterów serialu, gdybym miała je czytać. A książka jest wręcz wymarzona na scenariusz niskobudżetowego filmu (tak przypuszczam, bo nie mam w tej dziedzinie żadnego doświadczenia) – jedność czasu, miejsca i akcji:), krótkie scenki, same dialogi. Myślę, że mogłoby wyjść z tego coś nie gorszego niż Anglikom.
I jeszcze jeden plus książki. Musiałam coś kupić, takie zasady klubu Świata książki. A ta kosztowała trochę ponad dwadzieścia złotych. Jak na nówkę, to po prostu taniocha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz