Joanna Jodełka
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011
301 stron
Ocena 4/6
Ostatnio w kryminałach zacierają się czyste cechy gatunku na rzecz warstwy obyczajowej. Tak właśnie jest z Grzechotką. Wątek kryminalny jest osią powieści, ale mocno obudowaną problemami społecznymi bardziej niż prawnymi.
Zaczyna się od tego, że Edyta Skomorowska odzyskuje świadomość w swoim wynajmowanym pokoju i z przerażeniem odkrywa, że zniknęło jej dziecko. Była w zaawansowanej ciąży, ale nie pamięta ani porodu ani tego co się z nią działo. Do akcji wkraczają policjant i pani psycholog, oboje w jakiś tam sposób pokiereszowani przez życie. Nie wiadomo, czy dziewczyna naprawdę nic nie pamięta, czy tylko udaje. Może sprzedała dziecko, może je zabiła, może jest w szoku poporodowym. Jeśli dziecko żyje, to czasu jest niewiele, bo porzucone gdzieś na listopadowym zimnie niewielkie ma szanse na przeżycie. Trzeba się spieszyć, ale jak tu posunąć się choćby krok do przodu, jeśli od dziewczyny nie można nic wydobyć, nie można jej nawet oskarżyć, bo przecież tak naprawdę nie ma nawet pewności, czy doszło do przestępstwa. Pani psycholog wbrew sobie coraz bardziej angażuje się w sprawę, i nie tylko w sprawę.
Choć nie lubię takiego szufladkowania, to w tym przypadku uważam, że książka spodoba się chyba bardziej kobietom, niż mężczyznom. Dużo tu wątków tak zwanych „babskich”, jakie pojawiają się w pismach kobiecych, kilka różnych bohaterek z różnymi problemami, ale głównie dotyczącymi dzieci, ich posiadania albo braku, damsko-męskie potyczki słowne i złośliwości przeradzające się w romans. No, chyba każdy przyzna, że nie są to główne tematy CKM ani Playboya.
Sam kryminał nie jest nietypowy, bo jak już napisałam wyżej, coraz częściej zdarzają się takie, w których na trupa czeka się do połowy powieści, a nawet dłużej. Ale pomysł na zagadkę uważam za dość oryginalny. Zbrodnia nie jest zbytnio uwypuklona, bez drastycznych szczegółów, żadnej „teksańskiej masakry piłą łańcuchową”. Sposób rozwiązania też jest, powiedziałabym, oryginalny, może nawet za bardzo. Oczywiście nie zdradzę zakończenia, ale uprzedzam, że zrozumienie, „kto zabił” wymaga skupienia uwagi, bo na końcu nie będzie żadnej łopatologii, żadnego zreferowania wydarzeń ani motywów, nie będzie Poirota, żeby opowiedział, co kto zrobił i dlaczego.
Całość czyta się naprawdę dobrze i dopiero na końcu można się ocknąć nieco ogłupiałym, że to już. Oceniłam jednak tylko na 4/6, ale nie napiszę, dlaczego, bo to mogłoby naprowadzić na rozwiązanie zagadki i zepsuć komuś przyjemność czytania.
A ja mimo że facet to chętnie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńA czy napisałam, że dla mężczyzn niedozwolona? ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam, miałam szczęście wygrać tę książkę na blogowym konkursie. Bardzo mi się podobała. Joanna Jodełka ma piękny styl, jest wiele niezwykle dopracowanych zdań, któe czyta się z przyjemnością.
OdpowiedzUsuń